Był młody, utalentowany i szczęśliwy. Cały świat stał przed nim otworem. 16 września 2005 roku o godzinie 7:10 na autostradzie A2 koło Klagenfurtu czas nagle się zatrzymał. 19 lat temu w wypadku zginął Arkadiusz Gołaś.
Nie dojechał do nowego klubu
Na początku tygodnia odebrał z salonu nową toyotę avensis. W czwartek zapakował do niej cały dobytek. W kilku torbach zmieściły się rzeczy potrzebne na kilka najbliższych miesięcy. W piątek rano na szosie w okolicach Klagenfurtu austriaccy strażacy wezwani do wypadku wyciągnęli torby ze zmiażdżonej toyoty. Ustawili je na drodze jedna obok drugiej. Nigdy nie dotarły do miejsca przeznaczenia.
W czerwcu 2005 roku Arkadiusz Gołaś podpisał trzyletni kontrakt ze słynnym włoskim klubem Lube Banca Macerata. Marzył o wielkich sukcesach. W czwartek kilka minut po godzinie 21 wyjechał z żoną z Częstochowy na prezentację swojej nowej drużyny. Rano o 7.10 na autostradzie A2 samochód prowadzony przez Agnieszkę gwałtownie skręcił w prawo, uderzając w betonową ścianę. Arek zginął na miejscu, Agnieszka trafiła do szpitala. Potem została oskarżona o nieumyślne spowodowanie wypadku drogowego ze skutkiem śmiertelnym. Sąd Rejonowy w Częstochowie skazał ją na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata, tysiąc złotych grzywny i roczny zakaz prowadzenia wszelkich pojazdów. Pobrali się niespełna dwa miesiące przed wypadkiem w kościele pod wezwaniem św. Maksymiliana Kolbego w Częstochowie.
wielki talent
– Byłem na ślubie, pięknie razem wyglądali. Serce pęka, że tak to się skończyło – mówi Krzysztof Felczak, trener, który przyjął 15-letniego Arka do kuźni siatkarskich talentów MOS Wola. – Kiedy go zobaczyłem w akcji, byłem pod ogromnym wrażeniem. Już wtedy powiedziałem trenerowi kadry juniorów Edwardowi Sroce, że niedługo dostanie chłopaka, który będzie objawieniem. Młody Arek był chorowity, ciągle coś łapał, ale innych problemów z nim nie było. Już wtedy mówiłem mu, żeby się uczył języków obcych, bo wiedziałem, że trafi do ligi włoskiej, że zrobi karierę – wspomina Felczak.
I rzeczywiście w 2003 roku Gołaś podpisał kontrakt w Padwie. Średniaku Serie A, który stawiał na Polaków. Przed Gołasiem grali tam Paweł Zagumny, Andrzej i Krzysztof Stelmachowie czy Marcin Nowak. Gołaś za długo w Padwie nie pograł, bo dał się poznać z najlepszej strony, wystąpił w meczu gwiazd Serie A i po roku podpisał kontrakt z wielkim klubem z Maceraty. Nie zdążył w jego barwach rozegrać żadnego meczu…
Kariera młodego środkowego układała się wzorcowo – z rodzinnej Ostrołęki trafił do MOS Wola, w 1999 roku zdobył brązowy medal mistrzostw świata kadetów, rok później podpisał pierwszy zawodowy kontrakt z AZS-em Częstochowa, gdzie gwiazdami na środku siatki byli Damian Dacewicz i Rosjanin Siergiej Orlenko. – Zanim do nas trafił, już się mówiło o tym, że w kadrze juniorów jest środkowy mający wielki talent. Wszyscy byliśmy go ciekawi. Szczęki nam jednak opadły, gdy podczas testów skoczności doskoczył do 365 centymetrów. Był wątły i chudy, ale miał windę w nogach. Tak wysoko nie skakał nawet Marcin Nowak mierzący 215 cm. Atakował nad blokiem i szybko przebił się do pierwszej drużyny, a potem do reprezentacji Polski. Takiego talentu żaden trener nie mógł nie wykorzystać – mówi Dacewicz, który grał u boku Gołasia w AZS Częstochowa i reprezentacji Polski, w której młody środkowy zdążył rozegrać aż 141 spotkań.
zdążył zagrać na igrzyskach
Wystąpił w Lidze Światowej, w mistrzostwach świata, a w 2004 roku zagrał w igrzyskach olimpijskich w Atenach. Z całą pewnością poleciałby do Japonii na mistrzostwa świata, w których biało-czerwoni zdobyli pierwszy po wielu latach medal dużej imprezy. Na drugi stopień podium weszli w koszulkach z numerem 16 i nazwiskiem Gołaś na plecach. To był wspaniały chłopak 6 grudnia 2006 siatkarz został pośmiertnie odznaczony przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego Złotym Krzyżem Zasługi „za wybitne osiągnięcia sportowe”, a jego imieniem nazwano halę widowiskowo-sportową w Ostrołęce. W 2006 roku odbył się w niej pierwszy Memoriał Arkadiusza Gołasia.
– Po zakończeniu ligi włoskiej, a przed Ligą Światową chciałem zorganizować w Ostrołęce mecz z udziałem Arka. Nie udało się, ale ja ten turniej i tak zorganizuję. Już bez niego, ale na jego cześć. To był taki wspaniały chłopak – mówił w 2005 roku pierwszy trener Arka Renisław Dmochowski. Słowa dotrzymał, a memoriał odbywa się do dzisiaj.
Zobacz również:
Projekt Warszawa wygrał Memoriał Arkadiusza Gołasia
źródło: Przegląd Sportowy