– Na pewno gdyby te mecze zakończyły się naszą wygraną, mielibyśmy więcej powodów do radości. Jednak nie uważam też, że mamy powody do tego, aby chodzić ze spuszczoną głową, ponieważ prezentujemy naprawdę solidny poziom – powiedział w rozmowie ze Strefą Siatkówki po kolejnym przegranym tie-breaku w sezonie atakujący PSG Stali Nysa, Remigiusz Kapica.
Śmiało już chyba można mówić, że w tym sezonie jesteście drużyną tie-breaków? Za wami kolejna pięciosetowa bitwa i kolejna przegrana…
Remigiusz Kapica: – Zgadza się. Rozegraliśmy już trochę tych tie-breaków. Niestety, nie rozstrzygnęliśmy żadnego z nich na naszą korzyść. Mimo wszystko w ogólnym rozrachunku te pojedyncze punkty zebrane z tych spotkań mogą mieć całkiem spore znaczenie na zakończenie rundy zasadniczej.
Te przegrane tie-breaki siedzą wam w głowie? Jak można wytłumaczyć tę waszą bezradność w ich końcówkach?
– Na pewno gdyby te mecze zakończyły się naszą wygraną, mielibyśmy więcej powodów do radości. Jednak nie uważam też, że mamy powody do tego, aby chodzić ze spuszczoną głową, ponieważ prezentujemy naprawdę solidny poziom i jakość. Finalnie o tym, kto wygrywa mecz, decydują niuanse. Często po naszej stronie wkrada się po prostu niedokładność albo wpadają jedna czy dwie piłki, co niestety przekłada się na to, że oddala się od nas szansa na wygranie spotkania.
Tak naprawdę byliście blisko wygrania 3:0. Zabrakło wam do tego jednego punktu w pierwszym secie. Bardzo boli ta przegrana premierowa odsłona na przewagi? Czego w niej zabrakło?
– Na pewno niesmak pozostaje, ponieważ podejrzewam, że wygranie tej partii doprowadziłoby nas do zamknięcia tego meczu w 3 setach, zwłaszcza, że przez praktycznie całego pierwszego seta to Asseco Resovia była z przodu. Doszliśmy ją w końcówce i mieliśmy nawet piłkę setową w górze. Czego zabrakło? Jednej pewnej akcji i trochę szczęścia. Później była sytuacja z challengem dotyczącym zagrania naszego rozgrywającego i zagrywka rzeszowian, która uniemożliwiła nam wyprowadzenie skutecznej akcji, przez co wypuściliśmy wygraną z rąk.
W czwartym i piątym secie trochę oddaliście inicjatywę rywalom. Skrzydła podcięła wam kontuzja Nicolasa Zerby?
– Jakiś wpływ mogła mieć. Nigdy nie jest to nic dobrego dla drużyny, kiedy jeden z graczy doznaje kontuzji. Mimo to mamy naprawdę równy zespół i każdy, kto wchodzi na zmiany, wnosi dużo jakości do naszej gry.
Nie ułatwiliście sobie zadania, popełniając aż 29 błędów na zagrywce. Skąd taka niemoc w tym elemencie? Własna hala przecież powinna być waszym atutem.
– Ilość błędów na zagrywce najczęściej bierze się z podejmowanego ryzyka. Chcieliśmy wywrzeć na Resovii presję z pola serwisowego. Przynosiło to efekty w wielu momentach. Mimo tak wielu błędów w tym elemencie gra tak naprawdę cały czas toczyła się na styk, oprócz czwartej partii, w której Resovia wypracowała sobie większą przewagę.
Przed wami wyjazd do Katowic. Tam już musicie wygrać, jeśli myślicie o włączeniu się do walki w play-off? Presja w tym meczu będzie po waszej stronie?
– Presja będzie większa, jeśli będziemy myśleć w kategoriach, że musimy ten mecz wygrać. Najważniejszym aspektem dla nas będzie skupić się na swojej grze, na tym, co poprawić, aby nasza skuteczność była lepsza i postarać się wyeliminować błędy, które zdarzają nam się w ważnych momentach. Mamy naprawdę wysoki poziom w lidze i łatwych meczów w niej nie będzie. Dlatego nie ma sensu nakładać na siebie większej presji. Jeśli zagramy na miarę naszych możliwości, nie powinniśmy mieć problemu. Do tego potrzebne będzie jednak zachowanie chłodnej głowy i mądra gra.
Zobacz również
Przerwa od gry Nicolasa Zerby
źródło: inf. własna