Paweł Siezieniewski ma za sobą debiutancki sezon w roli dyrektora sportowego KFC Gwardia Wrocław. Wielokrotny reprezentant Polski szybko odnalazł się w pierwszoligowych realiach. Teraz z optymizmem spogląda w przyszłość związaną z męską siatkówką w dolnośląskiej stolicy. – Ludzie dostrzegają naszą ciężką pracę. Każdy dostrzega, że Wrocław staje się fajnym miejscem dla męskiej siatkówki – mówi Siezieniewski.gwardiaw
Jak czujesz się w gwardyjskim zespole?
Paweł Siezieniewski: – Od początku czułem się bardzo dobrze. Tak jak wspominałem przy rozpoczęciu moich działań w klubie, na pewno potrzebowałem trochę czasu na poznanie mechanizmów, panujących w nowej odsłonie Gwardii. Nastąpiło to jednak bardzo szybko. Cieszę się, ze dostałem możliwość dołączenia do klubu i że jestem przy siatkówce, przy której byłem niemal przez całe życie. Nie ukrywam, zawsze chciałem pracować w klubie sportowym, już po zawodniczej ścieżce. Złapałem szybki kontakt z drużyną i trenerem, również z osobami zarządzającymi Gwardią.
Pierwszoligowe realia mocno różnią się od PlusLigi, której smakowałeś jako siatkarz?
– Jest to przeskok, nie czarujmy się… Sportowo, organizacyjnie, również finansowo. Do PlusLigi wciąż jest kawałek, ale cieszy to, że kluby pierwszoligowe starają się dobijać do tych standardów, obowiązujących w krajowej, siatkarskiej elicie. Budowanie porządnych struktur klubowych, sportowo, marketingowo, to wszystko wygląda coraz lepiej. Nie oszukujmy się, w PlusLidze są większe pieniądze i to podstawowy wyznacznik rzeczywistości, w której się obracamy. Czołówka KRISPOL I ligi mężczyzn na pewno nie ma się jednak czego wstydzić pod względem budżetów. Dobrym przykładem jest Nysa, która najpewniej za chwile oficjalnie awansuje do PlusLigi. Organizacyjnie i finansowo są na moje oko, gotowi.
Jesteś zadowolony z miejsca, które na koniec sezonu zajęła KFC Gwardia Wrocław?
– Myślę, że możemy być zadowoleni. Patrząc na potencjał sportowy i finansowy, zaczynając pracę w Gwardii, obstawiałem, że bardzo dobrym wynikiem byłoby miejsce w najlepszej czwórce. Z perspektywy czasu sami widzieliśmy, jak niewielkie były różnice w stawce pierwszoligowców. Jedynie Nysa odjechała wyraźnie na początku, ale my też mogliśmy dwukrotnie ich „złapać” w bezpośrednich meczach. Po cichu liczyłem, że uda się przejść przez pierwszą rundę play-off i być w czwórce na koniec. To byłoby optymalne dla zespołu, jaki mieliśmy. Cele wyznaczaliśmy sobie stopniowo, obserwując to, jak drużyna rosła w trakcie sezonu. Play-off był pewny, czwórka, sądzę, że byłaby dużym, realnym sukcesem.
A jak odnajdujesz się w dyrektorskiej roli?
– Kończąc przygodę ze sportem, a rozpoczynając nowy etap życia, śmiało mogę stwierdzić, że bycie zawodnikiem było proste! Człowiek miał konkretnie uporządkowany harmonogram dnia. Wiedziałeś, o której trening, jaka dieta, czas na regenerację, wyjazdy, mecze. Dyrektor ma dużo więcej zadań na głowie, na okrągło telefon, komputer, spotkania… Rozwiązywanie bieżących problemów, zaangażowanie w funkcjonowanie klubu i drużyny. To są dwa zupełnie inne światy. Cieszę się, że miałem okazję dotknąć obu stron tego życia sportowego, co pozwala szerzej spojrzeć na pewne kwestie. Mam dzięki temu zupełnie inną perspektywę.
Gwardziści jako zespół, w sezonie 2019/20, funkcjonowali należycie?
– Przyszedł nowy trener, część zawodników się znała, ale było też kilka nazwisk, które pojawiły się we Wrocławiu po raz pierwszy. Panowie potrzebowali trochę czasu, żeby poznać siebie, swoje słabe i mocne strony. To jednak zażarło. Duża w tym rola Krzyśka Janczaka, ale nie ukrywajmy, również samych siatkarzy, którzy szybko się dogadali i stworzyli fajną grupę. Jeszcze przed startem sezonu było wiele wyzwań, któremu ta drużyna podołała. Trener przekonał do siebie ludzi i oni stworzyli razem zespół, pchający wózek w jedną stronę. Obserwowałem ich pracę na treningach i jedno chciałbym zdecydowanie podkreślić. Ta grupa naprawdę mocno pracowała na swoje wyniki. Efekty można było usłyszeć z zewnątrz, słysząc dużo dobrego o Gwardii pod względem sportowym.
A jakie głosy słyszysz o klubie z innych regionów Polski?
– Ludzie dostrzegają naszą ciężką pracę. Doceniają wartości, które widać, od sportu, poprzez organizację i marketing. Odebrałem w ostatnim czasie sporo telefonów, od zawodników, prezesów, trenerów… Każdy dostrzega, że Wrocław staje się fajnym miejscem dla męskiej siatkówki. Przyciągamy do siebie, nie ma co kryć.
źródło: gwardiawroclaw.pl