Przez pierwsze godziny, dni miałem najczarniejsze myśli. Po wstępnych badaniach w Olsztynie lekarz powiedział mi, że jest to ciężka kontuzja. Kolejne badania jasno wskazały, że ten sezon dla mnie się zakończył – mówi siatkarz Łuczniczki Bydgoszcz, Wojciech Ferens. – Głód gry jest ogromny, pojawia się irytacja. Jednak przy tej kontuzji najważniejsza jest chłodna głowa, nie można niczego przyspieszyć – dodaje.
Oglądanie meczu w Łuczniczce jest katorgą?
Wojciech Ferens: – Jest nieco inaczej, bo czuję emocje, atmosferę na boisku. Czuję się też cząstką tej drużyny, więc na chwilę zapominam, że mnie tam nie ma. Kiedy jestem w domowym zaciszu, jest o wiele gorzej.
Pierwsze diagnozy mówiły o uszkodzeniu więzadeł krzyżowych w kolanie. Na ile potwierdziła to operacja?
– Po pierwszych badaniach usłyszałem, że mały granat wybuchł w moim kolanie, a nawet porównywano to do wypadku samochodowego. Na szczęście opatrzność nade mną czuwała i święta Bożego Narodzenia przyniosły mi super prezent. Okazało się, że w kolanie nie wydarzyło się nic strasznego. Doszło do częściowego naderwania więzadeł, więc jest o wiele lepiej, bo zachowało się wiele tkanek własnych. Uniknęliśmy też najgorszego schorzenia, które było wskazane, czyli małego złamania w kości, wgniecenia. Na szczęście okazało się, że kolano jest w całkiem dobrej kondycji. Zostało częściowo zrekonstruowane i musi zrosnąć się z przeszczepem, który miałem zrobiony. Właśnie dlatego okres wczesnej fazy rehabilitacji będzie trochę dłuższy.
A ile ma potrwać całkowity czas rehabilitacji?
– Lekarze mówią o ośmiu miesiącach, ale my sportowcy zawsze to przyspieszamy. Dla sportowców czas rekonwalescencji po więzadłach krzyżowych to pięć, sześć miesięcy.
Już w Olsztynie zdawałeś sobie sprawę, że sytuacja jest tak poważna?
– Śmiałem się, że z kontuzjami kolana w Olsztynie miałem wiele przygód, bo praktycznie w każdym sezonie jeden z zawodników miał taki uraz. Wiedziałem dokładnie, z czym się to wiąże. Pierwsze chwile po zdarzeniu nie wyglądały zbyt optymistycznie. Staw się przemieścił, a zdawałem sobie sprawę, że nie dzieje się to bez powodu. Przez pierwsze godziny, dni miałem najczarniejsze myśli. Po wstępnych badaniach w Olsztynie lekarz powiedział mi, że jest to ciężka kontuzja. Kolejne badania jasno wskazały, że ten sezon dla mnie się zakończył.
Z przyjściem do Bydgoszczy wiązałeś wielkie nadzieje, szukałeś siatkarskiego szczęścia.
– Dlatego jest to bardzo trudna sytuacja. Gdzieś szukałem siebie, miejsca, w którym mogłem spełniać rolę, o której bardzo marzyłem. Miałem ku temu duże szanse, bo takie cele stawiał przede mną trener Makowski. Wszystko szło w dobrym kierunku. Okres przygotowawczy, sparingi czy nawet pierwsze sety meczu w Olsztynie wskazywały, że jestem w formie. To pozwalało czuć mi się pewnie. Teraz marzę, żeby zostać w Bydgoszczy. Klub wobec mnie zachowuje się rewelacyjnie. Po tym poznaje się jego wielkość. Może budżet, pozycja w tabeli o tym nie świadczą, ale jesteśmy ludźmi. Czynnik ludzki zawsze musi być wysoko. Rzadko kiedy spotyka się taki zarząd, tak ciepłych i otwartych ludzi. Jest mi tu bardzo dobrze i chciałbym się w jakiś sposób odwdzięczyć, a w naszym zawodzie jedyną możliwością jest postawa na boisku.
Cały wywiad Aleksandry Kabat na stronie luczniczkabydgoszcz.pl
źródło: luczniczkabydgoszcz.pl