Dla Simone Giannellego Final Four LM był wyjątkowo udany. Diatec Trentinio z włoskim rozgrywającym w składzie po emocjonującym starciu finałowym wywalczył srebrne medale. Niespełna 20-letni rozgrywający gialloblu został natomiast uznany najlepiej rozgrywającym turnieju. – Jest żal i rozczarowanie, szkoda że się nie udało, jednak z drugiej strony wiemy, że zrobiliśmy wszystko, co było w naszej mocy, żeby wygrać – o końcowym rozstrzygnięciu mówił Giannelli.
Już początek Final Four pokazał waszą siłę i możliwości. Mimo dość pewnej wygranej z Lube nie był to najlepszy mecz w wykonaniu Trento, niejednokrotnie w tym sezonie pokazaliście, że potraficie grać jeszcze lepiej. Z drugiej strony to zwycięstwo było ważne również pod względem mentalnym?
Simone Giannelli: – Zgadza się, tym bardziej że wiedzieliśmy, jak trudna przeprawa przed nami. Zagraliśmy z drużyną kompletną, rywalem mocnym, który potrafi dobrze grać technicznie. Mocną stroną Lube jest też dobre przygotowanie taktyczne, znamy tego rywala, nie obawialiśmy się go. I mimo że to nie my byliśmy faworytem i przewaga Lube w dotychczasowych meczach ligowych z nami zwykle była widoczna, zagraliśmy nieźle. Zrealizowaliśmy swój plan, awans do finału już był dobrym wynikiem, tym bardziej patrząc na skład tego Final Four i fakt, że tak mocny zespół jak Resovia Rzeszów, przegrał swój półfinał.
Podobnie jak Lube mieliście za sobą dwa przegrane mecze w półfinałach fazy play-off Serie A, a dodatkowo graliście w Krakowie bez Mateja Kazijskiego. To wszystko nie było bez znaczenia?
– Brak Mateja był odczuwalny, jesteśmy tak zbudowanym zespołem, że każdy zawodnik jest bardzo ważną częścią drużyny. Wiedzieliśmy wcześniej, że będziemy musieli radzić sobie, grając w takim składzie. Zagraliśmy najlepiej, jak potrafimy i wszystkie założenia udało się zrealizować. Każdy z nas dał z siebie maksimum, włożył w grę całe swoje serce, do tego w kluczowych momentach mimo wagi spotkania potrafiliśmy zachować spokój i ta reakcja również cieszy.
Mimo walki do ostatniej piłki zakończenie Final Four nie było dla was tym wymarzonym. Pozostał niedosyt?
– Zawsze lepiej jest kończyć rywalizację w finale, niż tam nie być. Myślę, że udowodniliśmy, że potrafimy grać na wysokim poziomie. Zenit Kazań był faworytem do zwycięstwa w całym turnieju, to bardzo mocny zespół, dobrze poukładany. W starciu finałowym pokazaliśmy się nieźle, jednak finalnie czegoś zabrakło, aby rozstrzygnąć to spotkanie na swoją korzyść. W tie-breaku to siatkarze Zenitu zagrali lepiej, my nie byliśmy w stanie powstrzymać Leona. Jak najbardziej jest żal i rozczarowanie, szkoda, że się nie udało, jednak z drugiej strony wiemy, że zrobiliśmy wszystko, co było w naszej mocy, żeby wygrać. Jestem dumny z mojego zespołu.
Czasu na odpoczynek nie będziecie mieć zbyt wiele, wracacie do walki o scudetto. Po niezłym występie w Final Four Ligi Mistrzów i srebrnym medalu na koncie będziecie mocniejsi?
– Jak zwykle damy z siebie wszystko. Chcemy pozostać w grze, musimy teraz nadrobić to, co straciliśmy w poprzednich dwóch spotkaniach. Damy z siebie 100% i wierzę, że uda się powalczyć jeszcze o obronę tytułu.
Dla ciebie to tak naprawdę dopiero drugi sezon, rozgrywany dość regularnie. Debiut w Serie A zwieńczony scudetto, dobry sezon w reprezentacji narodowej. Teraz już niezłego dorobku dodasz występ w Final Four, co już jest niemałym osiągnięciem. Mimo dość młodego wieku nawet w meczach wyższej rangi nie widać u ciebie stresu…
– To moje pierwsze Final Four i prawdę mówiąc, nie spodziewałem się, że zakończy się walką w finale. Chciałbym podziękować moim kolegom, za to, że bardzo mi pomogli (zresztą nie po raz pierwszy). Podeszliśmy do finału spokojnie, wiedząc, że wygrana z Lube to dopiero początek. Nie stresuję się na boisku, bo gra daje mi radość. Jak więc robiąc coś, co lubię, mógłbym odczuwać jakąkolwiek presję?
źródło: inf. własna