Środkowa Wisły Warszawa z każdym kolejnym spotkaniem spisuje się coraz lepiej. Monika Naczk wróciła przed tym sezonem do zawodowego sportu po przerwie macierzyńskiej. W niedzielę była jedną z najlepszych siatkarek Warszawskich Syren podczas wygranego 3:2 meczu w Łodzi z ŁKS-em Commerceceon. – Z pewnością druga odsłona była kluczowa dla losów tego spotkania, bo mogło być już 2:0 dla łodzianek. Wyszłyśmy jednak obronną ręką z niekorzystnego wyniku. Pokazałyśmy, że jesteśmy walecznym zespołem, który łatwo się nie poddaje. To dodało nam wiary w zwycięstwo – powiedziała po spotkaniu zawodniczka.
Niedzielne spotkanie w Łodzi było jak na razie najtrudniejszym w sezonie?
Monika Naczk: – Terminarz pierwszej ligi został ułożony dla nas tak, że w grudniu rozgrywamy mecze z liderkami tabeli. Jest to dla nas bardzo ważne, by walczyć o każdy set i punkt. Ważne jest, aby nie stracić kontaktu z ligową czołówką. Dotychczas pogubiłyśmy punkty z teoretycznie słabszymi przeciwnikami. W meczu w Łodzi po raz pierwszy w tym sezonie nie byłyśmy faworytkami.
Nie zaczęłyście najlepiej. Co się stało w pierwszym secie?
– Hala przy Skorupki jest specyficzna, więc początek nie był łatwy. Musiałyśmy się zaadaptować do panujących warunków. Długo wchodziłyśmy w to spotkanie, dlatego też nie od razu prezentowałyśmy się tak, jak zamierzałyśmy.
Trudno było grać przeciwko drużynie, która ma tak entuzjastycznie reagujących fanów?
– Bez wątpienia kibice są często siódmym zawodnikiem zespołu. Często taka ekipa niesiona dopingiem potrafi wznieść się na wyżyny umiejętności. Tak jest zapewne także w przypadku zespołu z Łodzi. Atmosfera w hali była niesamowita, więc pokonanie ekipy ŁKS-u na jej terenie tym bardziej jest dla nas cenne.
Rywalki czymś was w niedzielę zaskoczyły?
– Po spotkaniu w rozgrywkach o Puchar Polski z KS-em Murowana Goślina rozpoczęłyśmy akcję „Łódź”. Trener wraz z asystentem jak zwykle skrzętnie przygotowali plan na mecz, który miał nam pomóc. To takie rozpracowanie przeciwnika. Chodzi o wskazanie silnych stron rywala, jego ulubionych zagrań, a także mankamentów. Wiedziałyśmy, że łódzkie zawodniczki skrzydłowe często decydują o losach spotkania, szczególnie Agnieszka Wołoszyn i Katarzyna Sielicka.
Niesamowita była druga partia. Przegrywałyście 19:23, a potem wygrałyście ją za czwartą piłką setową.
– To prawda. Z pewnością druga odsłona była kluczowa dla losów tego spotkania, bo mogło być już 2:0 dla łodzianek. Wyszłyśmy jednak obronną ręką z niekorzystnego wyniku. Pokazałyśmy, że jesteśmy walecznym zespołem, który łatwo się nie poddaje. To dodało nam wiary w zwycięstwo. Zrozumiałyśmy, że w tym meczu wszystko jest możliwe. Po przegranym czwartym secie nie spuściłyśmy głów. Cały czas wierzyłyśmy w siebie. Przed tie-breakiem mobilizowałyśmy się. Jesteśmy ogromnie szczęśliwe, że nam się powiodło.
W niedzielę ponownie świetnie pani serwowała i atakowała ze środka. Musi być pani z siebie dumna.
– W każdym spotkaniu staram się dawać z siebie wszystko. Długo wchodziłam w mecz w Łodzi. W pierwszych akcjach moje ataki były bronione przez przeciwnika, grałam zachowawczo. Potem było już lepiej i jestem zadowolona, że mogłam przyczynić się do tej ważnej wygranej.
Wróciła pani do sportu po przerwie macierzyńskiej. Co może pani powiedzieć o swojej formie?
– Po roku rozbratu z siatkówką każdy mecz i okazja do gry ogromnie mnie cieszą. Na treningach pracuję nad uzyskaniem optymalnej formy. Muszę przyznać, że moja dyspozycja jeszcze trochę faluje. Dobre akcje przeplatam juniorskimi błędami, a lepsze mecze słabszymi. Na szczęście nie brakuje mi ambicji i liczę na to, że w play-off będę już stabilnym, mocnym punktem Wisły. Bez wątpienia naszą siłą jest jednak cały zespół.
W sobotę ostatnie spotkanie w tym roku. Zagracie z liderkami tabeli, a więc Budowlanymi Toruń. Co zrobić, aby zakończyć pierwszą część sezonu kolejnym zwycięstwem?
– Ekipa z Torunia na pewno przyjedzie do stolicy po trzy punkty i to zapowiada naprawdę trudne wyzwanie. Mogę zapewnić, że mimo zbliżającej się Gwiazdki nie zamierzamy być Świętymi Mikołajami. Chcemy postawić silny opór i bronić naszej bemowskiej twierdzy. Musimy zagrać z takim duchem walki jak w meczu z ŁKS-em. Do tego trzeba wyciągnąć wnioski z popełnionych błędów i zagrać swoją siatkówkę, o którą nasz trener tak apeluje podczas przerw na żądanie. Zapraszamy na sobotni mecz wszystkich sympatyków Warszawskich Syren. Zrobimy wszystko, aby wygrać kolejny mecz.
źródło: wisla-warszawa.pl