Polskie siatkarki pewnie wygrały w Erd pierwszy turniej grupy C eliminacji mistrzostw Europy, pokonując po 3:0 Finlandię i Estonię oraz Węgry 3:1, i mają dużą szansę awansu do finałów Euro w Azerbejdżanie oraz Gruzji we wrześniu 2017 roku. Wczoraj kadrowiczki pojawiły się ponownie w Szczyrku, gdzie od dzisiaj zaczynają przygotowania do rewanżowej tury, która w najbliższy weekend odbędzie się w Bielsku-Białej – przy zaliczeniu dorobków punktowych z zawodów na Węgrzech.
Awansu nikt nam chyba już nie odbierze?
Jacek Nawrocki: – Nadal jest to sprawa otwarta, choć teraz posiadamy atut własnego parkietu. Węgierki u siebie nie poradziły sobie z presją i w Bielsku-Białej chyba zaprezentują się swobodniej. Mogą być jeszcze trudniejszym rywalem. Podobnie ma się sprawa z Estonią oraz Finlandią. Obie drużyny nie mają nic do stracenia i też będą szukały swojej szansy. Pamiętajmy, że każdy mecz zaczyna się od 0:0.
Tak się pan obawiał turnieju na Węgrzech, a tymczasem poszło dość gładko, nieprawdaż?
– To prawda, że się obawiałem i nic się nie zmieniło. Uważam, że zrobiliśmy poważny krok do finałów, ale trzeba pamiętać o rewanżowych spotkaniach. Najważniejsze spotkanie było z Węgierkami, z którymi pierwszy set nam nie wyszedł. Rywalki posiadały dużą przewagę i dopiero w końcowych fragmentach odrobiliśmy straty, ale i tak nie udało nam się tej partii wygrać. Klimat meczu był specyficzny, bo kibice reagowali dość agresywnie. Potem narzuciliśmy swój styl i potrafiliśmy już utrzymać grę na odpowiednim poziomie. To było ważne zwycięstwo w kontekście kolejnych meczów w Bielsku-Białej.
Co najbardziej pana ucieszyło po tym turnieju?
– Najważniejsze, że w Erd zaprezentowała się cała czternastka zawodniczek. I każda z nich wnosiła na parkiecie coś ważnego, potrafiła poprawić jakość gry, dołożyła cegiełkę do tych wygranych, co napawa optymizmem przed kolejnymi występami. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że idziemy we właściwym kierunku, ale musimy nadal ciężko pracować, by podnosić swoje umiejętności. Proszę pamiętać, że to nowa reprezentacja, a wiele z tych zawodniczek dopiero zaczyna przygodę w międzynarodowym towarzystwie. Wiem, że musimy doskonalić zarówno grę w ataku, jak i w obronie.
A co najbardziej pana irytowało podczas tych meczów?
– Momentów do irytacji nie brakowało. (śmiech) Największym minusem tej drużyny jest to, że nie potrafi jeszcze grać na wysokim poziomie w dłuższym wymiarze czasowym. Tak też było we wszystkich spotkaniach, choć posiadaliśmy w nich przewagę. W pierwszym secie z Węgierkami nasz zryw był niesamowity. Doprowadziliśmy do stanu 23:24, ale nie wygraliśmy. Innym razem prowadzimy wysoko i nagle jak grom z jasnego nieba zespół dotyka niemoc. To nie wynika z braków technicznych czy zgrania zespołu, lecz psychiki. Ona w meczach siatkarek odgrywa najważniejszą rolę. I nad tym elementem również będziemy musieli popracować.
Cały wywiad Włodzimierza Sowińskiego dostępny jest w Katowickim Sporcie
źródło: Katowicki Sport