Marco Falaschi, rozgrywający Lotosu Trefla i kapitan reprezentacji Włoch w rozegranych niedawno igrzyskach europejskich w Baku, próbuje tłumaczyć przyczyny porażki swojej reprezentacji. Włosi zakończyli udział w IE po pierwszej rundzie.
Masz wreszcie chwilę na odpoczynek po długim sezonie PlusLigi i I igrzyskach europejskich w Baku. Tam nie zmęczyliście się jednak zbyt mocno – przegraliście pięć meczów i szybko wróciliście do domu, choć na papierze wasz skład nie prezentował się źle. Co poszło nie tak?
Marco Falaschi: – Trudno to wyjaśnić. Z pewnością mogę stwierdzić, że do przygotowania do takiej imprezy jak igrzyska europejskie potrzeba więcej czasu niż 10 dni. Byliśmy drużyną złożoną w dużej mierze z młodych graczy, jednak nawet ci nieco bardziej ograni nie mieli doświadczenia na poziomie międzynarodowym, wyniesionego z meczów reprezentacji ani z klubu.
Jesteś bardzo zawiedziony waszym występem, czy może dostrzegasz jakieś pozytywy występu twojej drużyny w Baku?
– Prawdę mówiąc, rok w Treflu nauczył mnie optymizmu w każdej sytuacji. To wszystko dzięki Andrei Anastasiemu. (śmiech) Oczywiście nikt nie chce się znaleźć w sytuacji, w której przegrywa się wszystkie mecze. Ale może naszej federacji zależało, byśmy po prostu wzięli udział w igrzyskach europejskich, zgodnie z duchem olimpijskim? Bardzo podobała mi się atmosfera podczas tej wielkiej imprezy. Naprawdę, można było poczuć się jak podczas igrzysk olimpijskich. Ogromne wrażenie robiła także ceremonia otwarcia, która odbyła się w obecności ponad 60 tysięcy ludzi. Miło było porozmawiać ze sportowcami i trenerami z różnych krajów Europy, szczególnie z Polski, reprezentującymi różne dyscypliny sportowe.
Kilkukrotnie pisałeś na Twitterze również o polskich reprezentacjach, zarówno męskiej, jak i żeńskiej. Oglądałeś ich mecze na żywo? Jak ocenisz występy biało-czerwonych?
– Oczywiście, kiedy tylko miałem czas, śledziłem spotkania reprezentacji kraju, który stał się moim drugim domem. Uważam, że zarówno srebro wywalczone przez dziewczyny, jak i czwarte miejsce męskiej drużyny można uznać za świetne rezultaty dla polskiej siatkówki.
W trakcie igrzysk europejskich pełniłeś funkcję kapitana reprezentacji Włoch. Odnalazłbyś się w tej roli również w Lotosie Treflu?
– Nie, nie, nie, w naszej drużynie kapitanem jest Bartek Gawryszewski i on jest najlepszy w tej roli! (śmiech) Miło byłoby zostać kapitanem Lotosu Trefla, ale najpierw muszę nauczyć się polskiego, by móc dyskutować z sędziami. Dlatego też stale się uczę!
Czy to koniec twojej gry w reprezentacji w 2015 roku, czy może jest szansa, byśmy zobaczyli cię choćby podczas mistrzostw Europy?
– Nie sądzę. Mauro Berruto, trener kadry, na pozycji rozgrywającego wyraźnie stawia na duet Dragan Travica – Simone Giannelli. Wszystko wskazuje na to, że w sierpniu rozpocznę normalne przygotowania z zespołem Trefla. Już nie mogę się doczekać!
Co porabiasz teraz, po zakończeniu gry w kadrze, a przed startem klubowych przygotowań? Odpoczywasz od siatkówki?
– Stale biorę udział w siatkarskich campach dla dzieci, więc ciągle myślę o sporcie. Znakomicie się w tym odnajduję. Przebywanie z dziećmi na plaży i opowiadanie im o mojej pasji jest wspaniałym zajęciem.
Wspomniałeś, że nie możesz się doczekać powrotu do klubu. Spotkasz tu w większości te same twarze, bo udało się zatrzymać kluczowych graczy. Wiele razy powtarzałeś, jak ważna w zespole Lotosu Trefla była atmosfera panująca w szatni. Wydaje się, że ten „team spirit” pozostanie w zespole.
– To prawda, wierzę, że w tej kwestii nic się nie zmieni. Będzie nam trudno powtórzyć ubiegłoroczne osiągnięcia, ale gwarantuję, że damy z siebie wszystko we wszystkich rozgrywkach, które nas czekają.
źródło: sport.trefl.com