Pałac Bydgoszcz przegrał swój kolejny mecz ligowy, w trzech setach uległ Budowlanym Łódź. Jednak w grze zespołu widać było poprawę. - Pokazałyśmy, że jesteśmy ambitne i waleczne, potrafimy „postawić się" przeciwnikowi - przyznała Kinga Dybek.
Nie udało wam się powtórzyć wyniku z pierwszego meczu przeciwko Budowlanym Łódź, w którym odebrałyście im jeden punkt. Jakie było wasze nastawienie przed tym spotkaniem?
Kinga Dybek: – My w każdym meczu staramy się grać to, co potrafimy, walczyć i zdobywać punkty. Sytuacja jest taka, jaka jest, ale myślę, że te mecze wyglądają w naszym wykonaniu coraz lepiej. Widać to było na parkiecie w Łodzi po poszczególnych akcjach. Może nie zawsze wychodziłyśmy z nich zwycięsko, ale pokazałyśmy, że jesteśmy ambitne i waleczne, potrafimy „postawić się" przeciwnikowi. Niestety, nie przekłada się to, jak do tej pory, na punkty. Nie wiem do końca czym to jest spowodowane, być może brakiem doświadczenia, bo grają u nas praktycznie same młode zawodniczki. Cieszy to, że potrafimy pokazać się z dobrej strony. Co prawda zdarzają nam się słabsze mecze, ale w większości z nich udaje nam się podjąć wyrównaną walkę z przeciwnikiem.
Czy teraz, już po meczu, możesz zdradzić jakich wskazówek udzielał wam trener przed tym spotkaniem?
– Trener Adam Grabowski na początku tego sezonu prowadził Budowlane i tak naprawdę wszystko o nich wiedział. Więc my również byłyśmy przygotowane, znałyśmy ich sposób gry. Wiedziałyśmy, co jest ich najsłabszą i najmocniejszą stroną. Myślę, że po meczu nie trzeba już o tym opowiadać, ale widać było, że dziewczyny stosowały się do wskazówek trenera i taktyki, którą miałyśmy przygotowaną na to spotkanie.
Wasz trener po ostatnim meczu powiedział, że w meczu z siatkarkami z Muszyny wykonałyście „krok w tył". W sobotę było już lepiej?
– Myślę, że to sobotnie spotkanie w naszym wykonaniu mogło się podobać. Było bardzo wiele obron, skończyłyśmy kilka efektownych ataków. Niestety, przytrafiły się też zupełnie niepotrzebne błędy własne, które powinnyśmy wyeliminować. Uważam, że z meczu na mecz jest ich coraz mniej – na pewno nie tak dużo, jak na początku tego sezonu. Cały czas jednak czegoś brakuje i dlatego przegrywamy kolejne mecze. Możemy się cieszyć, że zagrałyśmy prawdopodobnie lepsze spotkanie niż to z muszyniankami, ale też powodów do wielkiej radości nie mamy. To kolejny mecz, w którym przegrywamy i nie zdobywamy punktów. Co z tego, że walczymy, jak i tak jest to za mało.
Dodatkowo sytuację i możliwość dodatkowej motywacji utrudnia wam fakt, że nie macie bezpośredniego rywala w tabeli…
– Tak, na pewno gra się w takiej sytuacji trochę trudniej. My jednak się nie poddajemy i do każdego meczu podchodzimy z „czystą głową". Siedzi to nam gdzieś w myślach, że przegrywamy i że mamy ostatnie miejsce w tabeli i dużo brakuje nam do wyższego miejsca. Staramy się jednak o tym nie myśleć i dawać z siebie wszystko. To jeszcze nie jest koniec ligi i chcemy wywalczyć jakieś punkty. Na pewno będziemy walczyć, zwłaszcza że teraz będziemy grały z zespołami z dolnej części tabeli.
Starcia z drużynami z Łodzi w tym sezonie są dla was szczęśliwe. „Urwałyście" punkt Budowlanym, pokonałyście ŁKS w Pucharze Polski. Myślałyście o tym przed meczem?
– Nie, nie zwróciłyśmy na to uwagi… , ale faktycznie tak jest (śmiech). Myślę, że Budowlane to zespół, który jest w naszym zasięgu i mogliśmy pokusić się o niespodziankę. Niestety, to się nie udało.
Zamarło wam serce, kiedy pod sam koniec spotkania na boisko upadła Zuzanna Czyżnielewska?
– Strasznie nas to przeraziło, bo tak naprawdę dopiero zdążyła wyleczyć kontuzję barku. Wróciła do gry po bardzo poważnym urazie. Nie widziałam dokładnie jak to się stało, czy Zuzia z kimś się zderzyła, czy samo jej to kolano uciekło. Jednak z tego co mówili lekarze zaraz po meczu, to nie jest źle. Być może jest to kwestia kilku tygodni. Zdrowie jest najważniejsze, dlatego nie powinno się spieszyć i pogłębiać kontuzji. Mam nadzieję, że nie jest to nic poważnego i Zuzia szybko wróci do gry.
Jak oceniasz podwójną zmianę w tym meczu, kiedy pojawiłaś na boisku wraz z Pauliną Bałdygą? Wchodziłyście w takich momentach, kiedy można było już postawić wszystko na jedną kartę…
– Tak, w takich „ekstremalnych" momentach. My z Pauliną jesteśmy bardzo dobrze zgrane, a ja tak naprawdę jestem zawodniczką przyjmującą. Zawsze byłam taką defensywną siatkarką. Kiedy wchodziłam na boisko, miałam zająć się przyjęciem i obroną. Atak zazwyczaj był gdzieś na drugim planie, w tym sezonie zostałam już pełnoprawną atakującą. Wciąż jednak zdarzają się mecze, gdzie pomagam na przyjęciu. Cieszę się, zawsze jest to dla mnie coś nowego. Nigdy nie grałam w roli atakującej. Kiedyś byłam środkową, potem już na stałe występowałam jako przyjmująca. Mam nadzieję, że trener jest ze mnie zadowolony, ja dalej będę ćwiczyć. Na treningach sprawdzam się w obu wariantach.
Kolejny mecz gracie z legionowiankami. Rywalki dzisiaj dość niespodziewanie przegrały mecz z KSZO Ostrowiec Św. Myślisz, że będą chciały na was „naskoczyć"?
– Na pewno, ale Legionovia też jest drużyną, z którą możemy powalczyć. Pojedziemy tam, by „urwać" jakieś punkty. Na pewno będziemy dużo trenować przed tym meczem, przede wszystkim skupiając się na taktyce. W Legionowie grają dwie zawodniczki, z którymi w tamtym sezonie grałyśmy (Katarzyna Połeć i Katarzyna Wysocka – przyp.red.). Znamy te siatkarki, wiemy jakie mają zachowania. Mam nadzieję, że ten mecz ułoży się po naszej myśli.
źródło: inf. własna