- Zostawiłem kupę serca na parkiecie i wiadomo, że nie jest miło rozstawać się w takich okolicznościach. Może i chciałbym prowadzić reprezentację, ale to przecież nierealne, tak samo jak bycie z Naftą na szczycie Orlen Ligi - mówi Dominik Kwapisiewicz.
Nafta Piła pożegnała się z Dominikiem Kwapisiewiczem. Młody szkoleniowiec nie ma żalu do działaczy, ale… chętnie by jeszcze z drużyną popracował. – Po części spodziewałem się tej dymisji, po cichu też jednak liczyłem, że dostanę kolejną szansę w czwartkowym meczu z Pałacem w Bydgoszczy. Z jednej strony było takie małe ultimatum, bo mieliśmy wygrać trzy mecze ze słabszymi teoretycznie zespołami, czyli z Developresem, KSZO i Pałacem. Z drugiej strony nie było to jednoznacznie powiedziane. Poza tym liga jest zamknięta, więc nikomu nie grozi spadek, a w innych klubach z dołu tabeli wciąż pracują ci sami trenerzy, co na początku sezonu – stwierdził Kwapisiewicz.
Według niego przed sezonem nikt w Pile nie mógł mieć rozbudzonych oczekiwań, bo dla wielu zawodniczek to było pierwsze zetknięcie z Orlen Ligą. Po siedmiu kolejkach pilanki są na trzecim miejscu od końca z dorobkiem czterech punktów (zwycięstwo za trzy punkty z Developresem Rzeszów i punkt za przegraną 2:3 z Budowlanymi Łódź). – Doświadczenia i dojrzałości brakowało w wielu sytuacjach. Choćby w ostatnim spotkaniu z KSZO na 20 ataków przy pojedynczym bloku skończyliśmy zaledwie sześć. Ewidentnie zabrakło nam siły ognia, bo z przyjęciem zagrywki nie było wcale źle. Nie chcę mówić, że zawiodła ta lub inna zawodniczka. Myślę, że nie do końca w całym zespole jest czysta i klarowna atmosfera, ale ją w dużym stopniu budują zwycięstwa, a tych nie było – dodał Kwapisiewicz, który po rozstaniu z Naftą czeka na kolejną propozycję pracy, najlepiej z siatkarzami, bo od kobiet w sporcie chce odpocząć.
Następcą Kwapisiewicza został jego asystent Łukasz Przybylak. – Nie wiem czy to rozwiązanie na stałe, czy przejściowa opcja. Życzę jemu i dziewczynom zwycięstwa w Bydgoszczy, bo to może mieć wpływ też na dalsze losy trenera. Inna sprawa, że nie musi, bo w Pile chcieliby szkoleniowca z nazwiskiem, ale najlepiej za 1000 zł miesięcznie, a to chyba mało realne – tłumaczył były trener Nafty.
Więcej w Głosie Wielkopolskim
źródło: Głos Wielkopolski