Jeden z najlepszych przyjmujących świata - Bułgar Matej Kazijski - uważa, że siatkówka w jego kraju umiera. Zawodnik liczy teraz na sukcesy klubowe z włoskim Itasem Diatec Trentino, gdzie gra wspólnie z Łukaszem Żygadło.
– Nie zgadzam się z tym, w jaki sposób budowana jest bułgarska kadra, co dzieje się w związku, jakie decyzje są podejmowane. Dla mnie temat powrotu do kadry nie istnieje. Rozmawiałem z trenerem Plamenem Konstantinowem, ale nadal nic się nie zmienia. A ja nie chcę angażować się w coś takiego. Jeśli to dalej będzie w ten sposób wyglądać, bułgarska siatkówka umrze – powiedział w wywiadzie dla portalu „WorldOfVolley” Matej Kazijski.
Bułgaria jest wraz z Włochami organizatorem przyszłorocznych mistrzostw Europy. Reprezentacja tego kraju radzi sobie jednak słabo. W mistrzostwach świata w Polsce czwarta drużyna londyńskich igrzysk olimpijskich zajęła dopiero 13. miejsce, wspólnie z… Italią.
– Problem jest znacznie większy niż przypuszczamy. W Bułgarii umierają kluby, nawet te największe mają olbrzymie kłopoty finansowe. Każdego roku trwa walka, by nie zniknęły z siatkarskiej mapy Europy. A mówimy o klubach, które mają po 50 czy 60 lat! Nie ma w naszym kraju żadnego prawa, które zachęcałoby do inwestowania w sport. To jest olbrzymi problem – narzekał 30-letni Kazijski.
Cały artykuł w serwisie interia.pl
źródło: interia.pl, worldofvolley.com