W niedzielę bielski BBTS nie bez problemów, w tie-breaku, pokonał u siebie Effectora Kielce. - Nasza zagrywka na początku meczów jest zbyt bojaźliwa - taką przyczynę "falowania" gry bielszczan wskazał przyjmujący ze stolicy Podbeskidzia, Michał Błoński.
Drugi mecz u siebie i kolejny tie-break – wydaje się, że w tym sezonie pretendujecie do miana twórców horrorów sportowych…
Michał Błoński: – Zacznijmy od tego, że nas to na pewno nie zadowala. Nie chcemy, żeby taka łatka do nas przylgnęła. Rzecz jasna wolelibyśmy wygrywać bez przeszkód w trzech setach, ale niestety kolejny mecz ułożył się tak, jak się ułożył. Wydaje mi się, że ten tie-break był przez nas zagrany na własne życzenie.
Wiedzieliście, że Effector przyjedzie do Bielska-Białej bez zwycięstwa, z jednym oczkiem w ligowej tabeli. Wy wcześniej wygraliście z warszawianami, lecz nawet to wraz z atutem własnej hali nie dodało wam pewności siebie na początku pierwszej partii. Co było tego powodem?
– Masz rację, mieliśmy świadomość odnośnie do tych wszystkich faktów. To już któryś raz z kolei nie potrafimy dobrze wejść w pojedynek. Ciężko jest na gorąco powiedzieć, co było tego przyczyną. Na pewno jednym z elementów decydujących o takim stanie rzeczy było to, że nasza zagrywka na początku meczów jest zbyt bojaźliwa. Bez pewności siebie w tym aspekcie bardzo ciężko jest podporządkować sobie przeciwnika i narzucić mu swój styl gry. Wydaje mi się, że właśnie przez błędy przy wprowadzaniu piłki zza dziewiątego metra losy tego meczu potoczyły się w ten sposób.
Drugi set pokazał jednak, że drużyna jest na tyle przemyślanie zbudowana, że w trudnych chwilach możecie wprowadzić wartościowe zmiany, szczególnie jeżeli chodzi o defensywę – mówię tu o tobie i Sergieju…
– Każdy z zawodników, czy to „szóstkowy”, czy też rezerwowy, jest po to w drużynie, żeby pomagać – niezależnie od tego, czy jest od razu desygnowany do gry, czy wchodzi na boisko z ławki. Cieszymy się bardzo, że dzisiaj mogliśmy pomóc BBTS-owi w zwycięstwie. Jesteśmy bardzo zadowoleni, że mamy wyrównaną drużynę i że niezależnie od tego, kto jest na parkiecie, cały czas utrzymujemy dobry poziom. Na pewno musimy popracować jeszcze nad tym, żeby w naszej grze wyciszyć „falowanie”, które zdecydowanie za bardzo wpływa na osiągane przez nas wyniki.
Przed spotkaniem mówiło się głośno, że macie problemy z zawodnikiem atakującym – za słabiej dysponowanego Jose Luisa Gonzaleza na boisku pojawiał się mniej doświadczony Bartosz Bućko. Czy to, że w dzisiejszym spotkaniu Argentyńczyk zdobył tytuł MVP, oznacza kres waszych problemów?
– Według mnie na razie chłopaki bardzo dobrze się uzupełniają – kiedy jeden gra słabiej, to wchodzi drugi i prezentuje naprawdę dobrą dyspozycję. Dzisiaj to Pepe zastąpił Bartka i zaprezentował się ze świetnej strony. Pociągnął on grę całej drużyny w ofensywie, co było bardzo ważne, ponieważ w meczu z kielczanami, pomimo bardzo dobrej skuteczności w obronie, mieliśmy problemy w ataku. Przez część spotkania nie mogliśmy skończyć niektórych piłek – wszedł Jose, poderwał zespół do działania i dzięki temu wygraliśmy z Effectorem.
Przed wami pojedynek z bydgoszczanami – zespołem wyżej notowanym, ale grającym bardzo nierówno. Czy to dobry prognostyk przed tym spotkaniem?
– Nie możemy kreować sobie czegokolwiek odnośnie do przeciwników. Jedziemy do Bydgoszczy na pewno po to, żeby powalczyć – naszym celem jest wywiezienie stamtąd cennych punktów. Po to trenujemy, podróżujemy wiele kilometrów, żeby dawać z siebie wszystko i w końcu wygrywać. Nie ma reguły na dyspozycję podopiecznych Vitala Heynena w tym sezonie. Spodziewamy się bardzo ciężkiego pojedynku.
Jesteś jednym z niewielu zawodników, który pozostał w BBTS-ie na kolejny sezon. Jak oceniasz aktualny bielski zespół w świetle tego, który zbudowaliście w poprzednich rozgrywkach?
– Myślę, że na taką ocenę trzeba poczekać do końca sezonu – to wyniki osiągane przez drużynę ją bronią. To samo można odnieść do trenerów – na razie jest za wcześnie na jakiekolwiek noty. Na pewno wszyscy, którzy grają tu kolejny rok, zapomnieli o tym, co działo się wcześniej. Tworzymy teraz nowe, więc nie ma sensu wracać do przeszłości.
źródło: inf. własna