- Dzisiaj zawiodło wszystko. Nie było elementu, który mógł pociągnąć naszą grę w dobrą stronę - powiedział po niedzielnym meczu z BBTS-em Michał Filip. Po emocjonującym spotkaniu akademicy z Warszawy w pięciu setach musieli uznać wyższość bielszczan.
Mecz pomiędzy twoją drużyną a BBTS-em był wyjątkowo wyrównany – mogliście z niego wyjść z tarczą. Co dziś zawiodło? Wydawało się, że najsłabiej zagraliście w końcówkach, choć w poprzednich meczach z bydgoszczanami czy Effectorem to była wasza mocna strona…
Michał Filip: – Generalnie dzisiaj zawiodło wszystko. W oczy najbardziej rzucało się to, że de facto nie było elementu, który mógł pociągnąć naszą grę w dobrą stronę. Co więcej, stało się tak nawet mimo tego, że przyjmujący zagrali bardzo dobrze w ataku – trzeba im to oddać. To było jednak trochę za mało, żeby zwyciężyć. Wydaje mi się, że najbardziej brakowało nam prawego skrzydła i to był główny czynnik, który wpłynął na wynik pojedynku.
Myślisz, że na rezultacie zaważyły też kontrowersyjne decyzje sędziów?
– Na pewno mocno na niego oddziałały. Zagwizdali oni dotknięcie siatki nosem – to był naprawdę ciekawy moment spotkania. Chłopaki mówią, że żaden z nich nie miał styku z górną taśmą jakąkolwiek częścią ciała. No trudno. Tak czasami bywa i w końcu musieliśmy przegrać.
To już trzeci mecz, który kończycie po pięciu setach. Wydaje ci się, że zmęczenie spotkaniami dłuższymi i rozgrywanymi w krótszym odstępie czasu może dosięgnąć was już na początku sezonu?
– Nie, nie wydaje mi się. To dopiero start ligi, więc do prawdziwego zmęczenia jeszcze daleko. Pamiętamy też o tym, że scenariusz pojedynków piszemy sami i „pięciosetówki” gramy na własne życzenie. Nie zaprezentowaliśmy się za dobrze i musimy ponieść tego konsekwencje.
Coraz głośniej jest o powiększających się problemach finansowych AZS-u. Czy celem drużyny w tym momencie jest pokazanie, że pomimo nich potraficie grać dobrą siatkówkę?
– Powiem szczerze, że chyba jest to nasz drugi cel. Pierwszym jest nabieranie doświadczenia, bo jest ono bardzo cenne dla tak młodego zespołu, jakim my jesteśmy. Zrobimy wszystko, żeby grać z podniesionymi głowami przez cały sezon i robić to, co wychodzi nam najlepiej. To, jaki z tego będzie wynik, jest drugorzędną sprawą. Wydaje mi się, że już na początku trwających rozgrywek udowodniliśmy, że potrafimy grać w siatkówkę i będziemy to dalej robić.
Przed wami kolejne zmagania – w środę zagracie z Cuprum Lubin, który wyjdzie na boisko na fali ostatniego zwycięstwa z olsztynianami. Czy myślisz, że mimo tego z beniaminkiem będzie się grało łatwiej?
– Kroczek po kroczku musimy poprawić wszystkie elementy naszej gry. Nie prezentujemy się idealnie, więc nie będzie łatwiej. Trzeba trenować wszystko – każdy fragment dyspozycji, który decyduje o wynikach. Robimy to cały czas – ulepszamy to, co możemy. Mecz z BBTS-em nam nie wyszedł, potoczył się tak, jak się potoczył, ale myślę, że z czasem będzie coraz lepiej.
Nie ukrywajmy, że przez ostatni czas brylujesz, jeżeli chodzi o zdobycze punktowe w twoim zespole. Powoli czujesz się jego liderem?
– Nie, do lidera trochę mi brakuje. To, ile zdobywam punktów, zawdzięczam jedynie rozgrywającym. W czasie ostatnich spotkań rewelacyjnie wystawia Piotrek Lipiński – ręce same składają się do oklasków. Moją jedyną rolą jest podejście do ataku, a zazwyczaj mam to okazję robić przy czystej siatce. Ogromną pracę wykonują tez przyjmujący, którzy dostarczają idealne piłki. To, że zdobywam największe ilości punktów nie jest najważniejsze – istotniejsze jest, żeby wygrywać i dzięki wygranym setom dokładać kolejne oczka do ligowej tabeli. Małe punkty się nie liczą.
źródło: inf. własna