- Były momenty, w których wyglądaliśmy jak prawdziwy zespół, ale zabrakło nam zimnej głowy w końcówkach. Rywale dobrze zagrywali, a my mieliśmy problem z przyjęciem - mówił po porażce z bydgoszczanami środkowy Effectora, Mateusz Bieniek.
W środowe popołudnie podopieczni trenera Heynena stosunkowo gładko uporali się w trzech setach z Effectorem Kielce. Z takiego obrotu sprawy zadowolony był Wojciech Jurkiewicz. – Wiedzieliśmy, że kielczanie po porażce z Politechniką będą chcieli zagrać jak najlepiej, dlatego byliśmy bardzo zmotywowani. Graliśmy bardzo dobrze, poza małymi przestojami, w których Effector dochodził nas na kilka punktów lub remis. Cieszymy się, że w każdym z setów zagraliśmy bardzo dobrze – mówił po meczu środkowy bydgoszczan.
Zupełnie inne nastroje panowały w zespole prowadzonym przez trenera Daszkiewicza. Zdaniem Adriana Staszewskiego głównym powodem porażki kieleckiej ekipy była zbyt duża ilość błędów własnych. – Wynik mówi sam za siebie. Najważniejszą rolę odegrały końcówki. Nie wiem dlaczego robimy w nich za dużo własnych błędów. Musimy to wyeliminować, aby nawiązywać walkę z przeciwnikami. Musimy również patrzeć na pozytywy na boisku, jednym z nich jest to, że jesteśmy coraz bardziej zgrani – podkreślił przyjmujący świętokrzyskiego zespołu.
Gospodarze musieli walczyć nie tylko z rywalami, ale także z problemami zdrowotnymi w swoich szeregach. Bartosz Krzysiek nie jest jeszcze w pełni gotowy do gry, a Sławomir Jungiewicz grał z urazem. – Mam naciągnięty bark. Przechodzę rehabilitację, ale mam nadzieję, że jak najszybciej wrócę do zdrowia – podkreślił atakujący Effectora. Przyznał on, że ostatnie niepowodzenia wpływają na psychikę zespołu. – Czujemy już lekki dyskomfort z powodu trzech przegranych meczów. Zdajemy sobie sprawę, że jak najszybciej musimy przełamać tę złą passę. Teraz jedziemy do Gdańska i tam musimy poszukać punktów – dodał Jungiewicz.
źródło: effectorkielce.com.pl, inf. własna