Choć Srećko Lisinac od dwóch sezonów jest graczem PGE Skry, do tej pory grał na wypożyczeniu. Teraz dołączył do mistrzów Polski, a o miejsce w składzie powalczy z Kłosem i Wroną. - Nie boję się tej rywalizacji - zapewnia w rozmowie ze Strefą Siatkówki.
Co się rzucało w oczy podczas zakończonych mistrzostw świata, to bardzo dobra atmosfera w serbskim zespole. Skąd się to brało?
Srećko Lisinac: – Rzeczywiście, atmosfera była bardzo dobra, byliśmy razem, ale tylko wtedy, gdy wygrywaliśmy, gdy szło nam dobrze na boisku. Kiedy jednak coś działo się nie po naszej myśli, każdy z zawodników odwracał się w swoją stronę i sam w sobie próbował znaleźć siłę na kolejne punkty. Negatywna energia miała później wpływ na naszą grę na boisku. To z pewnością dla nas była dobra szkoła, w przyszłości będziemy wiedzieli, co i jak robić w trudnych chwilach.
Jak na tak młodą drużynę ten występ w mundialu nie należał do najgorszych. Wy jednak walczyliście raczej o coś więcej, prawda?
– Jesteśmy młodzi i tak naprawdę trenujemy niemal przez całe swoje życie. W profesjonalnym sporcie jednak nie rozróżnia się, kto jest młody, a kto starszy i doświadczony. Każdy motywuje się wewnątrz siebie, ma grę w sercu i jeśli nie jest się zmotywowanym wystarczająco, jeśli nie ma się ochoty do gry i wiary w zwycięstwo, a także nie cieszy się z tego, co się robi – samo doświadczenie nie pomoże w wygrywaniu. Muszę przyznać, że przed turniejem myśleliśmy nawet o zdobyciu medalu, oczekiwaliśmy tego od siebie, rozmawialiśmy o tym cały czas, dlatego też ciężko trenowaliśmy przez całe lato. Spędzaliśmy niemal każdy weekend w hali i wylewaliśmy litry potu, poświęciliśmy na to ogrom czasu, niestety czasami to nie wystarcza.
Macie całkiem dobrą reprezentację i trenerów, którzy pracują na całym świecie, ale nie ma to przełożenia na serbską ligę. Dlaczego?
– Rzeczywiście mamy niezłą reprezentację, a także dobrych trenerów w Serbii, sam poziom krajowej siatkówki nie jest jednak najwyższy. W lidze serbskiej grają jednak bardzo młodzi zawodnicy, którzy mają po 16-17 lat. Wielu z nich ma wielki potencjał i jeśli tylko zostaną zauważeni po jedynym sezonie – odchodzą. Ten, który jest gotowy na grę o coś więcej, trafia do polskiej czy włoskiej ligi. Wszystko dlatego, by mieć lepsze warunki do gry i rozwoju, a także by poznać lepszą jakość siatkówki.
Choć jesteś młodym zawodnikiem, dość szybko stałeś się podstawowym graczem swojej reprezentacji. Czujesz jakąś większą presję z tego powodu?
– Muszę przyznać, że najwięcej wymagam od siebie samego, sam od siebie oczekuję maksimum zaangażowania. Ważne jest, jak wielką presję wywierasz sam na siebie, a wtedy ta z zewnątrz nie jest już taka straszna. Ja osobiście wymagam od siebie bardzo dużo i gdy czegoś nie wykonam tak, jak sobie założyłem, jestem po prostu niezadowolony.
Gdy grałeś w polskiej lidze, w częstochowskim AZS-ie byłeś zupełnie innym zawodnikiem, zarówno pod względem fizycznym, mentalnym, jak również pod względem umiejętności…
– Czuję i widzę to. Grając jeszcze w AZS-ie Częstochowa, byłem takim siatkarskim dzieciakiem (śmiech). Jeśli pracuje się ciężko, nie ma się czasu na odpoczynek i odpowiednio kieruje się swoją karierą, to z roku na rok jest się lepszym. Ja to widzę i jestem z tego zadowolony. Z częstochowskiego okresu mojej kariery mam najlepsze możliwe wspomnienia. Zrobiłem tam duży krok do przodu, spotkałem na swojej drodze dobrych i pomocnych ludzi, a z niektórymi z nich mam kontakt do tej pory. Naprawdę bardzo miło wspominam pobyt w Częstochowie i grę w AZS-ie.
A jak było w lidze niemieckiej?
– W Berlinie było już inaczej, liga niemiecka nie jest już tak dobra, jak polska. W PlusLidze co trochę gra się bardzo ważne mecze, każdy przeciwnik jest ciężki i może wygrać spotkanie, trzeba więc walczyć o każdą piłkę. W lidze niemieckiej tak naprawdę najcięższe były te ostatnie spotkania o mistrzostwo kraju. Silnych zespołów nie ma dużo, jednym z nich jest np. VfB Friedrichshafen, ale większość jednak trochę odstaje.
W berlińskiej ekipie dość szybko się zaaklimatyzowałeś, a twoje statystyki od początku sezonu były imponujące, także te z Ligi Mistrzów. To doświadczenie pomoże w Skrze Bełchatów?
– Wtedy rzeczywiście bardzo szybko zaaklimatyzowałem się w zespole, a moi koledzy, jak i trenerzy pozwolili mi grać moją siatkówkę, co idealnie wkomponowało się w grę całej drużyny. Wiem, że to pomoże na pewno. Dzięki doświadczeniu wyniesionemu z Berlina będę wiedział, jak zachować się w ważnych i ciężkich momentach. Rozegraliśmy kilka meczów przeciwko silnym drużynom, a ja mogłem się ograć i nabrać pewności siebie. W tym pomogły też mistrzostwa świata, w których stawały po drugiej stronie siatki wielkie gwiazdy. To z pewnością zaowocuje w Skrze.
Teraz przed tobą nowe wyzwanie – gra w PGE Skrze. Z jakimi oczekiwaniami rozpoczynasz pracę w ekipie mistrzów Polski?
– Nie mogłem się doczekać, kiedy wystartuję z treningami w Bełchatowie. Gdy grałem w tych mistrzostwach, zwłaszcza w meczu z Polakami, starałem się wyłączyć i nie myśleć, że niedługo zagram ponownie w polskiej lidze, z chłopakami, którzy są po drugiej stronie siatki. Skra to bardzo dobry zespół, z równie dobrym trenerem, więc nasze oczekiwania co do zbliżającego się sezonu muszą być wysokie. Musimy obronić mistrzostwo Polski, a także bardzo dobrze zaprezentować się w Lidze Mistrzów, gdzie będziemy grali dużo spotkań przeciwko bardzo silnym drużynom.
Kończąc grę w mundialu, miałeś krótką przerwę, czy od razu stawiłeś się w Bełchatowie?
– Po mistrzostwach wróciłem na kilka dni do domu, by zawieźć reprezentacyjne rzeczy, a także zabrać te potrzebne mi w Bełchatowie. Chciałem odpocząć trochę i fizycznie i psychicznie oraz spędzić wreszcie choć trochę czasu z moją rodziną, ponieważ do tej pory nie miałem za bardzo tego czasu, by poświęcić go najbliższym.
O miejsce w składzie Skry walczyć będziesz z dwoma reprezentantami Polski, w dodatku trzeba będzie uważać na limit obcokrajowców na boisku. Nie obawiasz się tego?
– Nie boję się tej rywalizacji, znam bowiem swoją wartość. Wiem jednak, że jeśli nie będę grać wystarczająco dobrze, wtedy będą grać zawodnicy ode mnie lepsi. Po prostu – kto w danym czasie będzie lepszy, ten będzie grać. Myślę, że limit obcokrajowców też nie będzie problemem, a szkoleniowiec będzie odpowiednio rotować składem.
źródło: inf. własna