Złota drużyna polskich siatkarzy rozpadła się dzień po zwycięskim finale z Brazylią. Reprezentację trzeba budować właściwie od zera - pisze dziennikarz "Wyborczej" i Sport.pl Rafał Stec. A kibice zastanawiają się już, jak będzie wyglądać kadra za rok.
Niespełna 37-letni Paweł Zagumny jeszcze przed mundialem ogłosił, że opuszcza kadrę; decyzję 31-letniego Mariusza Wlazłego, namówionego do powrotu po kilku sezonach, poznaliśmy tuż przed niedzielną dekoracją; jego rówieśnik Michał Winiarski przygnębił kibiców w poniedziałek rano. Tracimy połowę szóstki, która w rozstrzygających setach finału obalała panującą Brazylię.
Niestety, połowę tracimy jedynie w sensie arytmetycznym. W istocie wymienieni tworzyli tercet znaczniejszy, wręcz bezcenny. Naturalnie nie powinniśmy całkiem wykluczać, że Wlazły z Winiarskim – przyjaźnią się, mieszkają w pokoju na zgrupowaniach – jeszcze swoje decyzje przemyślą. Nie zaraz, lecz w 2016 roku. Czy sportowiec może nie chcieć złota igrzysk? Zwłaszcza sportowiec już obwieszony medalami, świadomy swoich niezmierzonych możliwości, któremu brakuje tylko kruszcu najcenniejszego, właśnie olimpijskiego?
Najpierw jednak trzeba na turniej w Rio de Janeiro awansować, ponieważ siatkówka nie wynagradza mistrzów świata zaproszeniem na igrzyska. I pogodzić w 2015 roku grę o stawkę ze wznoszeniem nowej reprezentacyjnej konstrukcji, być może z zupełnie nowymi punktami podparcia.
Zabijaki zdolnego wyręczyć Wlazłego szukamy bezskutecznie od dawna. Przez dwa minione lata selekcjonerzy przesuwali do ataku przyjmującego Bartmana, powoływali też Jarosza, Boćka i – ostatnio – Konarskiego. Nieustająca żonglerka. I nikogo choćby porównywalnie utalentowanego na horyzoncie.
Wielofunkcyjnego skrzydłowego klasy Winiarskiego też nie widać. A gdyby udało się odzyskać dla reprezentacji Bartosza Kurka – co wydaje się zadaniem coraz pilniejszym – to nie wiadomo, czy skupieni na rzetelnej defensywie francuscy trenerzy chcieliby ustawiać tego 205-centymetrowego drągala obok 206-centymetrowego Miki. Owszem, dysponowalibyśmy najwyższą parą przyjmujących na świecie. Ale ryzykowalibyśmy zarazem niebagatelną obniżkę jakości w odbiorze serwisu. Choć mógłby to być wybór uzasadniony, to wymagałby radykalnej rewizji poglądów selekcjonerów Stéphane’a Antigi i Philippe’a Blaina.
Wreszcie kwestia rozgrywającego. Pocieszające, że na mundialu rozkwitł prawdziwy spadkobierca Zagumnego – Fabian Drzyzga, na niego też czekaliśmy zbyt długo. Jednak na tej pozycji Polacy czerpali moc z przykładnej współpracy tych dwóch siatkarzy różniących się stylem. Złączyła ich jednak twórcza, pozytywna chemia – starszy akceptował w razie konieczności rolę rezerwowego, a młodszy mówił o nim wyłącznie z należnym szacunkiem, trochę jak Antiga zawzięcie podkreślający zasługi Blaina. To też nowość – rozgrywający reprezentacji w minionych latach zazwyczaj albo ledwie się tolerowali, albo za sobą otwarcie nie przepadali. I też kotłowało się tutaj sporo nazwisk. Słowem, o wartościowego partnera dla Drzyzgi również będzie bardzo trudno.
Cały tekst Rafała Steca w serwisie sport.pl
źródło: sport.pl