Reprezentacja Polski jest o krok od medalu MŚ, a przed nią półfinał z Niemcami. - Jesteśmy przygotowani i psychicznie, i fizycznie, by grać długie i trudne mecze, bo tylko takimi można zdobyć mistrzostwo świata - powiedział Strefie Siatkówki Andrzej Wrona.
To pierwszy sezon Stephane’a Antigi-trenera, pierwszy rok współpracy z reprezentacją Polski. Spodziewaliście się, że w takim stylu awansujecie do strefy medalowej mistrzostw świata?
Andrzej Wrona: – Cały czas trenowaliśmy ciężko, by na koniec pojechać do tych Katowic i choć są w Polsce piękniejsze miasta, to każdy z nas marzył, by w ten weekend tam być i grać. Udało się to nam – zagramy. Trudno to określić, czy się spodziewaliśmy, bo na pewno wierzyliśmy w to bardzo. Myślę, że właśnie tą wiarą, którą widać było na boisku i chęcią zwycięstwa ograliśmy Brazylię, a w ostatnim meczu także reprezentację Rosji.
Ta przerwa po drugim secie miała już jakiś inny wymiar? Awans mieliście w kieszeni…
– Myślę, że tak, wtedy zeszło już z nas trochę powietrze. Wiedzieliśmy dobrze, że to minimum, które założyliśmy przed meczem, osiągnęliśmy. Mimo wszystko jednak chcieliśmy zająć to pierwsze miejsce w grupie, by zagrać z, oczywiście teoretycznie, łatwiejszym przeciwnikiem. Widać jednak, że po tej przerwie koncentracja gdzieś nam uciekła, a Rosjanie, dość niespodziewanie, walczyli dalej. Na szczęście tego tie-breaka zagraliśmy już od początku do końca tak, jak gramy przez całe mistrzostwa i wygraliśmy cały mecz.
Po mistrzostwach świata nikt nie będzie wam mógł zarzucić, że dostaliście coś za darmo. Walczyliście w każdym pojedynku do końca, co w rezultacie przyniosło cztery wygrane pięciosetówki. To chyba buduje?
– Tak naprawdę gramy „o życie” praktycznie od przyjazdu na II rundę do Łodzi, od spotkania z reprezentacją Stanów Zjednoczonych – każdy mecz jest taki. Już chyba przyzwyczailiśmy się do myśli, że każdy jeden pojedynek w przypadku porażki eliminuje nas z turnieju. Tak będzie do niedzieli, ale myślę, że jesteśmy przygotowani i psychicznie, i fizycznie, by grać długie i trudne mecze, bo tylko takimi pojedynkami można zdobyć mistrzostwo świata.
Mariusz Wlazły po meczu z Brazylią mówił, że po losowaniu nie mieliście tęgich min…
– Oczywiście, nie byliśmy najszczęśliwsi z naszych rywali w III rundzie, ponieważ teoretycznie można było wylosować dużo łatwiejszych przeciwników. Teraz stwierdziliśmy, że jednak kierownik naszej reprezentacji ma szczęśliwą rękę do losowania, bo w końcu wylosował nam taką grupę, z której wyszliśmy.
Wygraliście cztery tie-breaki z rzędu, przeszliście tym do historii, bo w mistrzostwach świata jeszcze nikt nie wygrał czterech pięciosetowych meczów pod rząd. Czy to pokazuje waszą siłę?
– To pokazuje tylko jak dobrze jesteśmy przygotowani fizycznie i mentalnie do tego turnieju. Oczywiście cieszymy się, że piszemy jakąś nową historię tej drużyny, tak naprawdę nowej drużyny, bo w końcu chyba ośmiu z nas gra po raz pierwszy w mistrzostwach świata. Ponadto Stephane Antiga jest po raz pierwszy trenerem i to w dodatku w takiej dużej imprezie jak mistrzostwa świata. Na tę chwilę jesteśmy już w czwórce, a jeszcze nie powiedzieliśmy ostatniego słowa.
Przed wami półfinałowe starcie z reprezentantami Niemiec. Można powiedzieć, że ta ekipa jest chyba taką małą niespodzianką tych mistrzostw…
– Widzieliśmy jakieś fragmenty ich spotkań i trzeba powiedzieć, że grają bardzo dobrze, ale szczerze mówiąc, w półfinale mistrzostw świata nie ma już słabych drużyn. To na pewno nie będzie spacerek, a jesteśmy przygotowani, że będzie to kolejny mecz z podtekstami dla kibiców, związanymi z naszymi krajami. My się znamy z tymi chłopakami, ponieważ niektórzy już grali u nas, a niektórzy dopiero będą grać i na pewno będą chcieli coś udowodnić. My jesteśmy u siebie i musimy to wykorzystać.
Ostatnio częściej można oglądać cię poza boiskiem. Z boku raczej te emocje są dużo większe, niż gdy jest się na boisku i skupia na grze. Wspomagasz się jakimiś środkami wyciszającymi, by przeżyć kolejne mecze? (śmiech)
– Biorę leki nasenne, a wszystko dlatego, że nie mam gdzie wyładować tej energii i adrenaliny, która się we mnie gromadzi. Normalnie można by było zmęczyć się na boisku, wybiegać to czy wyskakać, a w tym wypadku nie mam jak. Po tym wszystkim nie mogę spać w nocy, więc mogę się przyznać, że biorę leki nasenne, ale tylko po to, żeby po tych wszystkich emocjach zasnąć (śmiech).
źródło: inf. własna