W ostatnim meczu drugiej rundy w katowickim Spodku niemiecki zespół pokonał rewelację turnieju, Kanadyjczyków. - Jeżeli chcemy zdobyć medal, to musimy wygrywać z każdym - powiedział po spotkaniu libero drużyny Vitala Heynena, Markus Steuerwald.
Wydawało się, że bardzo trudno będzie wam pozbierać się po sobotniej porażce z Rosjanami, którzy dali wam srogą lekcję siatkówki. Jak w tak krótkim czasie udało wam się wyrzucić to spotkanie z głów i zagrać całkowicie bez presji?
Markus Steuerwald: – Prawda jest taka, że wiedzieliśmy przed meczem z Rosją, że czeka nas wyjątkowo trudne spotkanie. To jest jeden z najlepszych zespołów na świecie, który ma prawo rościć sobie miano faworyta na tych mistrzostwach świata. Byłoby zaskoczeniem, gdyby udało nam się pokonać tę drużynę. To naturalne, że byłem bardzo zawiedziony i smutny po sobotnim spotkaniu, ponieważ w nim nie zagrałem, ale nie zmieniło to faktu, że wcześniej zdawaliśmy sobie sprawę, że to pojedynek z Kanadą będzie dla nas najważniejszy podczas tej fazy mistrzostw. Nie mieliśmy nawet czasu, żeby rozpamiętywać porażkę – to zaprocentowało szczególnie na początku meczu z drużyną Glenna Hoaga. Wiemy, że dziś wykonaliśmy bardzo dobrą pracę i jesteśmy szczęśliwi z awansu do trzeciej rundy.
Wczoraj podczas konferencji prasowej wasz kapitan Jochen Schöps powiedział, że główną przyczyną porażki z Rosjanami było to, że przez dwa pierwsze sety nie zagraliście na waszym normalnym poziomie. Czy czujesz, że dziś w meczu z Kanadą osiągnęliście szczyt waszych możliwości?
– Wydaje mi się, że mimo wszystko nie zagraliśmy na naszym najwyższym poziomie, ale trzeba też wziąć pod uwagę fakt, że to był mecz z cyklu „wygraj, a grasz dalej; przegraj – odpadasz”, więc czuliśmy dodatkową presję, która miała wpływ na wynik. Staje się ona z każdą chwilą większa, a już szczególnie kiedy występuje się w grupie ośmiu zespołów, z których wszystkie mają szanse na awans, a finalnie tylko sześć tego dokona. Obie drużyny wiedziały, jak dużą stawką obciążony jest ten pojedynek i każdy z zawodników zdawał sobie sprawę z tego, że musi dziś być najlepszy i poprowadzić swój team do zwycięstwa. Na całe szczęście to my znaleźliśmy własną drogę do wygranej w tym meczu i oddaliśmy całe swoje siły, żeby postawić trudne warunki Kanadyjczykom.
Myślę, że przede wszystkim oni postawili je wam. W każdym z setów mieli szanse na zwycięstwo.
– Najważniejszym czynnikiem, który pozwolił nam przetrwać napór ich ofensywy, była cierpliwość. Zaczęliśmy bardzo źle, może faktycznie to poprzednie spotkanie trochę jeszcze w nas tkwiło, tablica wyników pokazała czteropunktowe prowadzenie rywali przy stanie 16-12 i zrobiło się nam gorąco. Mimo wszystko przetrwaliśmy ten moment i powróciliśmy do pojedynku. Postawiliśmy na krótkie piłki do atakujących i to nasza przewaga w inaugurującej partii zaczęła rosnąć. Zaczęliśmy także bardzo dobrze bronić, ale to nie zmieniło faktu, że i tak musieliśmy rozgrywać każdą akcję po trzy, cztery razy, bo defensywa Kanadyjczyków także działała bez zarzutu. Poprzez cierpliwość i dużą dozę sportowej złości udało nam się wygrać w końcówkach i w ten sposób budować przewagę, co było najważniejszym krokiem do finalnego zwycięstwa w każdej partii.
A było niedaleko do porażki – szczególnie w pierwszej odsłonie spotkania…
– Dokładnie. To tylko pokazuje, na jak wysokim poziomie jest światowa czołówka – wszyscy grają podobnie i tylko niuanse decydują o końcowym wyniku. Chociaż i tak wydaje mi się, że dziś szczęście sprzyjało lepszym (śmiech).
Kończycie drugą rundę – z kim najbardziej chciałbyś się zmierzyć w następnym etapie rozgrywek?
– Wydaje mi się, że to nie ma znaczenia. Jeżeli chcemy zdobyć medal, a to jest nasz główny cel na tej imprezie, musimy wygrywać z każdym. Nie zmienia to faktu, że bardzo byśmy chcieli pozostać tu w Katowicach, żeby nie musieć się przenosić. Tak czy inaczej – cokolwiek się nie stanie, to przyjmiemy to ze spokojem. Najgorsze już za nami.
Czy mógłbyś nieco powiedzieć o swoich osobistych najlepszych i najgorszych momentach podczas tej drugiej rundy?
– Niewątpliwie najgorsze chwile miały miejsce wczoraj. Od kilku dni jestem przeziębiony, więc wczorajszy pojedynek oglądałem w hotelu, leżąc w łóżku. Czułem jeszcze większą bezradność niż normalnie w meczach, które nie układają się po naszej myśli, ponieważ nie mogłem wspierać reprezentacji Niemiec i pozostało mi tylko puste gapienie się w telewizor. Co do najlepszego to wydaje mi się, że był to bardzo szybki pojedynek z Bułgarią. Było to dla szczególne wydarzenie ze względu na to, że wreszcie pokazaliśmy, na co tak naprawdę nas stać – mam tu na myśli dwa pierwsze sety. To był bardzo ważny mecz, który dał nam motywację i siłę do zniesienia porażki z Rosjanami. Poza tym był to rewanż za zeszłoroczną przegraną z tym zespołem w ćwierćfinałach, więc spotkanie to miało dodatkowy wydźwięk. Dodałbym także, że dzisiejsze zwycięstwo jest dla mnie wyjątkowe i na pewno zapamiętam je na długo. Już od pierwszego seta mogłaś zobaczyć, jak wiele presji na nas ciążyło, ale finalnie sobie z nią poradziliśmy, więc wychodzimy z drugiej rundy na pewno bardziej przekonani o własnej sile – zarówno fizycznej, jak i tej mentalnej. Dobrze, że to już za nami. Nie możemy doczekać się rywalizacji w kolejnym etapie mistrzostw świata.
Proszę wyjaśnij mi jeszcze, co oznacza ten charakterystyczny gest, który po hymnie Niemiec wykonujesz zarówno ty, jak i Jochen Schöps czy Ferdinand Tille na sąsiedzie stojącym obok?
– (śmiech) Ojej, nie sądziłem, że ktoś to zauważy! Wzajemne dotykanie się po uszach czy klatce piersiowej stało się naszym rytuałem po tym, jak po raz pierwszy zrobił mi to jeden z kolegów, którego nie ma już w kadrze. W tej chwili traktujemy to jako taką małą ceremonię, która ma odpowiednio nastroić nas do meczu, ale także dodać humoru i spuścić nieco powietrza z tego balonu oczekiwań i stresów, który rośnie przed każdym meczem (śmiech). To już tradycja!
źródło: inf. własna