Reprezentacja Portoryko nie zanotowała najlepszego startu w MŚ. - Zdaję sobie sprawę, że sam muszę dać z siebie jeszcze więcej, zagrać lepiej, aby móc pomóc drużynie - o oczekiwaniach wobec siebie mówi lider i gwiazda zespołu - Hector Soto.
W meczu z Belgami nie zdołaliście urwać rywalom choćby seta. Już w porównaniu z waszym pierwszym meczem w mistrzostwach świata trzeba przyznać, że nie było to najlepsze spotkanie w waszym wykonaniu. Rywale was zdominowali, co miało największy wpływ na taki obrót sytuacji?
Hector Soto: – W tym meczu przede wszystkim nasze przyjęcie wyglądało naprawdę źle. To jest ten element, od którego uzależniona jest nasza gra, kiedy utrzymujemy dobry poziom przyjęcia, potrafimy grać naprawdę dobrze. Nie zapominajmy o tym, że prawdopodobnie ze wszystkich zespołów, jakie grają w mistrzostwach świata, to my jesteśmy drużyną najniższą, o najmniejsze średniej wzrostu. Tym bardziej każdy szczegół i właśnie rozpoczynające akcje przyjęcie ma kluczowe znaczenie, ponieważ przy wysokich rywalach, kiedy brakuje tego przyjęcia, narażamy się na wysoki blok. Myślę, że to było też naszym głównym problemem w meczu z Belgami. Popełniliśmy też dużo niewymuszonych błędów własnych. Ale eliminując te proste pomyłki i poprawiając ten element, będziemy w stanie zagrać zdecydowanie lepiej.
Po takim meczu jesteś w stanie wskazać jakiekolwiek plusy w grze swojej drużyny?
– Tak, w każdym secie spotkania staraliśmy się utrzymać poziom błędów nie przekraczających 7-8 oczek w secie. I w tym meczu nie przekroczyliśmy progu sześciu punktów oddanych rywalom w ten sposób. To jest coś, nad czym naprawdę pracowaliśmy sporo, dlatego efekty widoczne w tak krótkim czasie naprawdę mogą cieszyć.
Aktualnie w klasyfikacji gr. D Portoryko zajmuje ostatnie miejsce. Mówiliście, że waszym celem jest awans do kolejnej fazy, ta droga na chwilę obecną dość mocno się skomplikowała.
– Będzie trudno, mamy wyjątkowo mocną grupę. Zespoły, z którymi mieliśmy zdobywać tak ważne dla nas punkty, to przede wszystkim Belgia i Francja. Przegraliśmy oba te spotkania i musimy szukać zwycięstw gdzie indziej. Teraz musimy się skoncentrować na zdobywaniu doświadczenia zespołu w grze na tak wysokim poziomie. W okresie przygotowawczym nie mieliśmy zbyt wielu spotkań do rozegrania, dlatego okazja do rywalizacji z czołowymi zespołami na świecie, jaką tutaj mamy, też pomoże nam podnosić poziom naszej gry, co może zaowocować w przyszłości. Awans do drugiej rundy oczywiście jest dla nas ważny, jednak myślę, że teraz jesteśmy w takiej sytuacji, gdzie musimy koncentrować się przede wszystkim na sobie i robić wszystko, aby z każdym kolejnym dniem ta nasza gra wyglądała lepiej.
Nie bez znaczenia jest wyjątkowo krótki okres przygotowawczy, jaki mieliście przed rozpoczęciem mistrzostw świata?
– Rzeczywiście, dwa tygodnie temu wystartowała nasza liga. I praktycznie cały ten czas byliśmy bez przygotowań wspólnie z kadrą narodową. To także mogło mieć znaczenie. Dodatkowo na co dzień u nas gra się innym rodzajem piłek – Moltenami, w mistrzostwach jest inaczej… To są szczegóły, takich rzeczy jest trochę i to nam nie pomaga. Mikasa jest zdecydowanie inną piłką niż Molten, potrzebowaliśmy czasu na wyczucie tego. I to potwierdza, że rzeczywiście odpowiednie przygotowanie szczególnie przed taką imprezą jak mistrzostwa świata ma ogromne znaczenie.
Obserwując sytuację w waszej grupie, układ sił jest nieco inny niż oczekiwano. Jeden z głównych faworytów – Włosi – nie ma na koncie imponujących wyników. Podczas gdy komplet zwycięstw mają Irańczycy. Można to odbierać w kategoriach niespodzianki?
– Ta grupa jest naprawdę ciężka i wyrównana, więc nie. Irańczycy już w tym sezonie pokazali, że są mocni i potrafią grać dobrą siatkówkę, jak chociażby w Lidze Światowej. O ile gra Iranu nie jest dla mnie niespodzianką, o tyle ze strony Włochów w kolejnych meczach oczekiwałbym jednak lepszej gry…
Wasz kolejny rywal to Amerykanie. To zespół, który znacie wyjątkowo dobrze. Co może być najważniejsze w konfrontacji z tym zespołem?
– Wracamy do tego, o czym wspominałem, czyli do przyjęcia. Znamy styl gry Amerykanów, którzy lubią grać do Sandersa i Andersona i to są ich kluczowi zawodnicy. Oczywiście postaramy się ich wyeliminować z gry, na ile to będzie możliwe. Rozpoczynając już od mocnej zagrywki, koncentrując się na swojej grze, ale także na powstrzymaniu ich liderów. Na ile to się uda i będzie skuteczne? Zobaczymy.
Jeśli mowa o liderach, jesteś niekwestionowanym liderem swojej drużyny. Coś w tym jest, że dyspozycja Hectora Soto determinuje grę drużyny – kiedy grasz dobrze, także obraz gry zespołu układa się właściwie.. W meczu z Belgami trochę tego zabrakło…
– Tak, ludzie we mnie wierzą i ja też w to wierzę. Jednak nie jestem już tak młodym zawodnikiem, jak chociażby 5 czy 6 lat temu. Chociaż wciąż czuję, że moje ciało jest młode (śmiech), nadal skaczę dość dobrze. I zdaję sobie sprawę, że sam muszę dać z siebie jeszcze więcej, zagrać lepiej, aby móc pomóc drużynie w tak potrzebnych nam zwycięstwach.
Jak może prezentować się w idealnym wypadku rozkład sił na siatce w reprezentacji Portoryko? Na czyje wsparcie w zespole możesz przede wszystkim liczyć?
– Na pewno wyróżniającą się postacią jest nasz atakujący – Torres. To młody zawodnik, zdobywa jeszcze doświadczenie. Ten turniej to oczywiście też trudna sytuacja dla niego, to jedne z jego pierwszych spotkań rozgrywanych na takim poziomie, w konfrontacji z zespołami z innej półki. Latem rywalizowaliśmy jednak ze słabszymi rywalami. Dla niego mistrzostwa są okazją do zdobycia tego doświadczenia, co będzie punktować w przyszłości. Ale jest nie tylko on, mamy też innych zawodników i wierzę, że oni też są w stanie pomóc tej drużynie.
Wciąż wierzysz, że awans do kolejnej rundy reprezentacji Portoryko jest realny?
– Musimy tak myśleć. Na każdy kolejny mecz wychodzimy, żeby wygrać, musimy walczyć o te zwycięstwa. Także z punktu widzenia matematycznego nasz awans jest wciąż możliwy. A póki mamy szansę, musimy robić wszystko i próbować wygrywać.
źródło: inf. własna