- Awans jest już bardzo blisko, ale nie możemy o tym myśleć. Do Słowenii jedziemy po trzy wygrane, nie chcemy liczyć żadnych punktów, patrzeć, jaką mamy przewagę czy oglądać się na innych - po zwycięskim turnieju we Wrocławiu mówi Piotr Nowakowski.
Wygraliście, choć nie bez trudu, spotkanie ze Słowenią i skończyliście turniej we Wrocławiu z kompletem punktów – na pierwszym miejscu. Plan wykonany zatem w stu procentach?
Piotr Nowakowski: – Odnieśliśmy kolejne zwycięstwo, choć był to zdecydowanie najtrudniejszy mecz ze wszystkich. Cieszymy się jednak z tego, że w ostatecznym rozrachunku pokonaliśmy również tego rywala i wygraliśmy cały turniej. Jest to o tyle istotne, gdyż w Słowenii warunki będą jeszcze trudniejsze i będziemy musieli wznieść się o kolejny poziom, by również tam wygrać trzy mecze i przypieczętować nasz awans do mistrzostw Europy.
Wreszcie mogliście naprawdę sprawdzić swoje umiejętności i dyspozycję, w jakiej się znajdujecie na tle nieco mocniejszego przeciwnika. Rywale w poprzednich dwóch dniach wyraźnie bowiem odstawali od was poziomem gry…
– Rzeczywiście zespoły z Łotwy i Macedonii trochę odbiegały poziomem, ale to nie znaczy, że nawet w potyczkach przeciwko nim nie mogliśmy przećwiczyć różnych założeń taktycznych czy ustawień. Cieszymy się, że akurat na tym turnieju przyszło nam się mierzyć z mniej wymagającymi przeciwnikami, bo wiadomo, że po kilku dniach wspólnego treningu dość ciężko przechodzi się do formy startowej.
Tym razem jednak po stronie strat musicie sobie zapisać jedną partię…
– Może to dobrze, że przegraliśmy tego seta, bo dzięki temu mogliśmy trochę dłużej pograć z przeciwnikiem i dysponujemy większą liczbą informacji zarówno na temat naszej gry, jak i Słoweńców (śmiech).
Po zwycięstwie nad Słowenią awans macie już na wyciągnięcie ręki?
– Awans jest już bardzo blisko, ale nie możemy o tym myśleć. Do Słowenii jedziemy po trzy wygrane, nie chcemy liczyć żadnych punktów, patrzeć, jaką mamy przewagę czy oglądać się na innych. Wybieramy się tam w pełni skoncentrowani i chcemy zrobić to, co do nas należy.
Dla ciebie i dla Karola Kłosa pozytywnym akcentem jest to, że mieliście w tym meczu sporo okazji do atakowania. Paweł Zagumny, a wcześniej Fabian Drzyzga posłali do was wiele piłek.
– Bardzo fajnie, że dostaliśmy trochę więcej szans na ataki, bo dzięki temu możemy lepiej się zgrywać i poprawiać drobne niedokładności i niedociągnięcia z rozgrywającymi. Wiadomo, że mecz to zupełnie inna historia niż trening, na którym czasem może wychodzić bardzo wiele, ale trzeba to zweryfikować w starciu z przeciwnikiem.
Jeśli już mamy trochę zabawić się w „złego policjanta” i szukać mankamentów po starciu ze Słowenią, to chyba problemem była dziś dość duża liczba zepsutych zagrywek. Wcześniej tym elementem nękaliście Łotyszy i Macedończyków, dziś jakby moc was opuściła?
– Zgadza się, sam walnie przyczyniłem się do tego, że ta liczba zepsutych zagrywek była zbyt duża. Biję się w piersi, ale z drugiej strony ćwiczymy dość agresywną zagrywkę, która czasem ma prawo nie wychodzić. Na szczęście dzisiejsza słabsza dyspozycja w polu serwisowym tym razem nie miała większych konsekwencji i będziemy mogli wyciągnąć odpowiednie wnioski. Ta duża ilość błędów w zagrywce, która wynikała z podjętego przez nas ryzyka, nie zaważyła tak bardzo na poziomie naszej gry.
źródło: inf. własna