- Potrzebowaliśmy przełamania, by wygrywać. Nie trzeba było zmieniać stylu, bo każdy z nas doskonale wie, co ma grać. Trzeba było tylko tchnąć tego ducha - mówi przed decydującym meczem z ZAKSĄ Grzegorz Kosok.
Cztery lata temu ten piąty mecz o brąz był chyba najłatwiejszy z tych wszystkich. Teraz chyba nie ma co liczyć na łatwą przeprawę. Jeden mecz, jeden dzień, a stawka wysoka.
Grzegorz Kosok: – Tak to było, że w tych piątych spotkaniach zawsze decydowała dyspozycja dnia. Myślę, że będziemy w stanie trafić w swój dzień i wygrać. Ale faktycznie, te ostatnie mecze z ZAKSĄ zawsze kończyły się 3:0 lub 3:1. Byłbym szczęśliwy, żeby teraz było tak samo.
Wasza tegoroczna rywalizacja jest dość dziwna. Nikt nie wygrał we własnej hali. A w czwartek znów będziecie gospodarzami. To dobrze, źle czy hala nie ma tu większego znaczenia?
– Raczej nie ma większego znaczenia, choć oczywiście jak fani krzykną i będą nas wspierać, to może drużynie z drugiej strony będzie się grało źle. Ale te mecze do tej pory pokazały, że hala faktycznie nie ma znaczenia i tak naprawdę to drużyna, która gra swoje, wychodzi zwycięsko z tej rywalizacji. Ale chcemy, by było czuć to wsparcie kibiców i wiem, że tak będzie. Potrzebowaliśmy przełamania, by wygrywać. Nie trzeba było zmieniać stylu, bo każdy z nas doskonale wie, co ma grać. Trzeba było tylko tchnąć tego ducha i tak było w meczach cztery lata temu, i tak było w Kędzierzynie, zwłaszcza w tym pierwszym spotkaniu. Grać każdy z nas umie, ale są chwile, gdy nie idzie, nie ma tego sportowego szczęścia i przez takie krzyknięcie kibiców może wszystko się zmienić.
Przed tym piątym meczem jesteście w trochę lepszej sytuacji?
– Poniekąd tak, bo gramy u siebie, a to ciężki teren, mimo tego, że ZAKSA wygrała tu dwa spotkania, ale były to mecze „na styku”, po 3:2. Musimy się skupić na własnej grze i nie robić tylu błędów co w tamtych meczach i myślę, że będzie dobrze.
Wy gracie bez Alka Achrema, ZAKSA ma swoje problemy z Michałem Ruciakiem i Piotrem Gackiem. To może mieć znaczenie?
– Nie ma co na to patrzeć. Każda drużyna zakładała, że liga jest długa i budowała skład, żeby w razie czego mieć kim grać. My w zasadzie udowodniliśmy w Kędzierzynie-Koźlu, że mimo tego, że straciliśmy jednego z czołowych graczy, to jesteśmy w stanie grać jako drużyna. To jest nasza siła, wszyscy muszą dać coś z siebie, żeby w takich ciężkich spotkaniach wynik był na plus.
*cały wywiad Marcina Lwa czytaj w serwisie sport.pl
źródło: sport.pl