- Sprawdziły się słowa Małgorzaty Lis, która zapraszała kibiców na niedzielny horror - powiedziała po meczu środkowa siatkarek z Zagłębia, Eleonora Dziękiewicz. MKS Dąbrowa Górnicza po raz trzeci pokonał BKS i awansował do półfinału.
Dużo łatwiej weszłyście w ten mecz niż wasze koleżanki z BKS-u. Po dwóch wygranych u siebie spotkaniach czułyście, że awans do półfinału miałyście w kieszeni?
Eleonora Dziękiewicz: – Nie, absolutnie tak nie było. Byłyśmy przygotowane na ciężką walkę w meczu z BKS-em Bielsko-Biała i grę o każdą piłkę. Można powiedzieć, że sprawdziły się słowa Małgorzaty Lis, która przed meczem zapraszała kibiców na niedzielny horror w stolicy Podbeskidzia w trzecim spotkaniu ćwierćfinałowym między nami. Faktycznie – trochę to tak wyglądało, ponieważ zagrałyśmy aż pięć odsłon w tym pojedynku.
Pierwszy set był bardzo dobry waszym wykonaniu – w kolejnym górą zdecydowanie był BKS. Zjadła was nadmierna pewność siebie?
– Nie sądzę, żeby na losie tych dwóch przegranych przez nas setów zaważyła nadmierna pewność siebie po wygraniu partii inaugurującej mecz. Myślę, że ten dłuższy przestój w naszej grze był spowodowany tym, że zaczęłyśmy posyłać za słabe piłki zza dziewiątego metra. Nasza dyspozycja w polu serwisowym była zachwiana, a przeciwnik zbyt dobrze grał w przyjęciu, żeby uszło nam to płazem – od tego wszystko się zaczęło. Nie wszystkie straty udało się nam odrobić i te partie zakończyły się tak, jak się zakończyły.
Potem przyszedł czas na czwarty set – wysoka wygrana w nim dała wam siłę do odrobienia początkowych strat z tie-breaka?
– No nie wiem, ponieważ ciężko jest wysnuć jakieś wnioski, będąc tak świeżo po spotkaniu. Tak naprawdę nasza determinacja w tym czwartym secie wzrosła do granic możliwości i stwierdziłyśmy, że już za dużo błędów popełniłyśmy w tym pojedynku – pomyślałyśmy, że nie można już tak dłużej grać, jeżeli ciągle myślimy o zwycięstwie nad BKS-em. Podziałało to bardzo mobilizująco na naszą postawę.
W takim razie co jest jeszcze do poprawy przed grą w najlepszej czwórce ORLEN Ligi?
– Mamy trochę do poprawy, ale brało się to głównie z tego, że nie zawsze trzymałyśmy się słów trenera i założeń przedmeczowych. Nasze pomyłki były naprawdę bardzo drobne, mimo tego, że prawidłowością w siatkówce jest to, że czasem wystarczą dwa, trzy takie błędy, żeby set został zapisany na naszą niekorzyść. Tak też się stało w trzecim pojedynku z bielszczankami.
Czy cieszy was ten podwójny doping kibiców z Bielska-Białej i Dąbrowy Górniczej?
– Oczywiście, że tak. Ja osobiście bardzo się cieszę z tego, że pomiędzy klubami kibica z Bielska-Białej i Dąbrowy Górniczej nie ma żadnych niesnasek, zawiści i że współpracują tak dobrze. Naprawdę bardzo wiele wnoszą do oprawy spotkań, a miło jest usłyszeć, że są z nami na dobre i na złe.
A jak się wraca na bielski plac boju? Mimo że hala jest inna, to spędziłaś tu dwa lata.
– Rzeczywiście, grałam tu przez okres dwóch lat. Zawsze wracam w to miejsce z wielkim sentymentem, tym bardziej że mieszkam tu w Bielsku-Białej, więc czuję się jak w domu.
źródło: inf. własna