W meczu półfinałowym Pucharu Polski wydawało się, że PGE Skra jest o krok od finału, wysokie prowadzenie w czwartej partii nie zapewniło jednak bełchatowianom awansu. - Chyba za wcześnie uwierzyliśmy, że jest po meczu - przyznał Strefie Siatkówki Andrzej Wrona.
Macie chyba pecha do półfinałów w pucharach, bo i w Pucharze CEV, i w krajowych rozgrywkach na tym etapie kończycie rywalizację …
Andrzej Wrona: – Pecha to raczej można mieć, gdy rzuca się monetą i się przegra. W tym wypadku przegraliśmy walkę na boisku i tak naprawdę to przegraliśmy wygrany mecz. W czwartym secie było 18:13 dla nas i już chyba za wcześnie uwierzyliśmy, że jest po meczu i że ZAKSA chyba od tego momentu się położy na boisku. Kędzierzynianie pokazali jednak charakter i odmienili tę rywalizację. Po tej przegranej czwartej partii w tie-breaku zeszło z nas powietrze i do końca spotkania była to już zupełna dominacja zespołu z Kędzierzyna-Koźla.
W tym spotkaniu wydawało mi się, że nie mieliście tego błysku, który od tak dawna charakteryzował waszą grę. Dlaczego?
– Do tego stanu 18:13 w czwartym secie wszystko było tak, jakbyśmy tego chcieli i według mnie walczyliśmy tak naprawdę cały czas i było widać ten ogień w naszej grze. W końcówce czwartego seta on gdzieś zgasł i potem już bez niego, można mocniej stwierdzić, dostaliśmy to spotkanie do końca.
Właśnie, w tie-breaku jedynym zespołem, który grał, była ZAKSA, co się stało w tym secie?
– Drużyna z Kędzierzyna-Koźla bardzo dobrze zagrała blokiem, a my tylko odbijaliśmy się od tej ściany.
Można chyba stwierdzić, że walkę środkowych wygrali bezsprzecznie rywale, którzy zarówno w bloku, jak i w ataku w końcówce mocno was przewyższali?
– Do końca nie można tak powiedzieć, bo tak naprawdę to wszyscy z ekipy z Kędzierzyna-Koźla wygrali tę walkę na pozycjach, nie tylko środkowi. Choć ci rzeczywiście zagrali dobrze, zwłaszcza tę końcówkę meczu. U nich tak naprawdę wygrała cała drużyna, a my z kolei przegraliśmy też jako jedna cała drużyna.
Wy walczyliście, w drugim półfinale Resovia dość łatwo oddała mecz rywalom. Wiadomo, że przegrana jest przegraną, ale wolelibyście ponieść porażkę po walce czy jak Resovia, nie stawiając się za bardzo? Któraś bolałaby mniej?
– To już chyba nie jest ważne, w jakim stylu się przegrywa, każda porażka boli tak samo. Zawsze bowiem walczymy i wiadomo, że nigdy, w żadnym meczu nie położymy się na boisku. Za to, co wydarzyło się w tym tie-breaku meczu z ZAKSĄ, mogę jedynie przeprosić kibiców. Wtedy chyba mocno siadło nam na głowę to, że przegraliśmy praktycznie wygranego seta i zaprzepaściliśmy wygraną w meczu, i nie potrafiliśmy wrócić do naszej dobrej gry. To z kolei dało skutecznego kopa zespołowi z Kędzierzyna-Koźla. Tak naprawdę to wolałbym wygrać to spotkanie, niż w jakikolwiek sposób, czy to po walce, czy bez niej, je przegrać.
Ogólnie jak podsumujesz ten turniej? Fakt, że wygrany nie dostaje z góry miejsca w europejskich pucharach, ma jakiekolwiek znaczenie w walce o to trofeum?
– Ten turniej należy do takich, że jeśli nie wygra się pucharu, to nie można zaliczyć go do udanych. My wróciliśmy do Bełchatowa bez tego trofeum i dzień wcześniej, niż tak naprawdę planowaliśmy, więc na pewno nie możemy uznać tego turnieju za udany. Jeśli chodzi o same rozgrywki, to myślę, że zarówno dla mnie, jak i dla wszystkich innych zawodników są one prestiżowe nawet bez awansu do europejskich pucharów. W dodatku są one ważne nie tylko dla nas, ale dla kibiców i sponsorów również, a to, że wygrany nie dostanie miejsca w Lidze Mistrzów, jest sprawą zupełnie drugorzędną.
źródło: inf. własna