Po trzech wygranych z rzędu TKS Tychy musiały uznać wyższość nyskiej Stali. - Nie ma co ukrywać, w porównaniu do poprzednich meczów w tym roku, ten w Nysie zagraliśmy bardzo słabo - stwierdził po spotkaniu kapitan TKS-u Tychy, Grzegorz Surma.
Od nowego roku szliście niczym burza. Ślepsk, Kęczanin, KPS Siedlce – to zespoły, które udało wam się pokonać w poprzednich kolejkach. Mecz w nyskim kotle nie pozwolił jednak na kontynuowanie dobrej passy. Jak myślisz, czego waszej drużynie zabrakło w tym spotkaniu?
Grzegorz Surma: – Nie ma co ukrywać, w porównaniu do poprzednich meczów w tym roku, ten w Nysie zagraliśmy bardzo słabo. Odpowiedź jest prosta – zabrakło nam skuteczności praktycznie w każdym elemencie. Niestety jadąc na mecz w dniu jego rozgrywania, nie mieliśmy możliwości zaadaptowania się do warunków panujących w hali w Nysie, a nie muszę chyba przypominać, że warunki do grania są dosyć specyficzne.
Po wygranym drugim secie nie zwolniliście tempa i bardzo dobrze weszliście w kolejną partię. Udało wam się objąć nawet prowadzenie 16:14, a jednak to gospodarze wyszli zwycięsko w tej odsłonie. Co według ciebie o tym zadecydowało?
– Gospodarze wykorzystując atut własnej hali, bardzo dobrze zagrali w tym spotkaniu zagrywką. To właśnie w tym elemencie upatrywałbym głównej przyczyny, prowadzącej do niekorzystnego dla nas wyniku nie tylko w tej odsłonie, ale także w całym spotkaniu.
W niedzielę zmierzycie się również z beniaminkiem I ligi – Avią Świdnik, do której brakuje wam zaledwie pięciu punktów w ligowej tabeli.
– W obecnej sytuacji staramy się nie patrzeć już na ligową tabelę. Musimy skupić się tylko i wyłącznie na własnej grze i jak najlepszym przygotowaniu do nieuniknionej już fazy play-out.
W ten weekend pierwszy raz w tyskiej hali pojawi się telewizja, która wyemituje to spotkanie. Traktujesz to jako pewnego rodzaju motywację czy może podziałać to na was wręcz odwrotnie?
– Dla klubu, kibiców czy miasta na pewno jest to jakieś większe wydarzenie. W końcu mecz TKS-u po raz pierwszy w historii zespołu transmitowany będzie w telewizji. Mam jednak nadzieję, że na zawodnikach nie zrobi to większego wrażenia i skoncentrujemy się tylko i wyłącznie na osiągnięciu jak najlepszego wyniku.
W ostatnich dniach dwóch twoich kolegów z zespołu nabawiło się kontuzji (Marcin Kozioł i Karol Kupisz – przyp. red.), które prawdopodobnie wykluczą ich z niedzielnego spotkania. Będzie to dla was spore utrudnienie?
– Każda kontuzja zawsze jest jakiegoś rodzaju utrudnieniem, aczkolwiek nie bez powodu w drużynie jest dwunastu zawodników. Najważniejsze jest zdrowie chłopaków, niech spokojnie do niego wracają. Poprzednie mecze pokazały, że zawodnicy wchodzący z ławki wnoszą do drużyny bardzo fajną jakość, więc nie ma się co martwić na zapas.
Jak pokazały mecze poprzednich kolejek, znacznie lepiej radzicie sobie z potencjalnie cięższym rywalem. Co według ciebie jest tego powodem?
– Niestety, ale tak to rzeczywiście wygląda. Sam chciałbym znać odpowiedź na to pytanie. Na dzień dzisiejszy mogę jedynie obiecać, że zrobimy wszystko, abyśmy w niedzielny wieczór także mogli cieszyć się ze zwycięstwa.
Wygląda na to, że mecze fazy play-off nie są w zasięgu waszej ręki. Czeka was natomiast walka w play-out o utrzymanie. Wybiegacie już myślami w przyszłość?
– Faza play-out, jak już wcześniej wspomniałem, jest niestety nieunikniona. Niemniej jednak wolałbym, abyśmy skupiali się na każdym kolejnym meczu. To zwycięstwa w tych meczach mogą zbudować naszą wiarę we własne umiejętności, która później może okazać się kluczowa w walce o utrzymanie.
Kto według ciebie byłby dla was najwygodniejszym rywalem w walce o utrzymanie?
– Nie ma najwygodniejszego rywala. Jeśli zagramy na swoim normalnym poziomie, jesteśmy w stanie wygrać z każdym.
źródło: inf. własna