Podopieczne Mariusza Bujka w lidze szwedzkiej grają "w kratkę". - Wynika to ze skuteczności ataku - przyznał szkoleniowiec. - Wciąż jeszcze dużo mamy do poprawienia, ale taktycznie zagraliśmy dobrze - dodał, mówiąc o ostatniej wygranej.
W Szwecji rozgrywki nabierają tempa. Jesteście już po trzech kolejkach rundy rewanżowej, ale gra Engelholms VS mocno faluje.
Mariusz Bujek: – Wynika to ze skuteczności ataku. Mam bardzo ograniczone możliwości, a środkowe po pierwszej rundzie mają skuteczność na poziomie 30%. W związku z powyższym nikt już nie reaguje na mój środek i mimo że dalej straszymy rywali, zbijając piłki ze środka, to i tak na skrzydle czeka podwójny blok. Rywale przyzwyczaili się, że nasze środkowe nie zdobywają w meczach znaczącej ilości punktów.
Hylte Halmstad VBK wciąż pozostaje niepokonany. Wy mecz z nimi rozpoczęliście koncertowo, co stało się później?
– Moja wystawiaczka nie trenowała przez kilka tygodni i po prostu nie wytrzymała fizycznie. W efekcie wszystkie piłki grane były na lewe skrzydło, mimo że mieliśmy prowadzić grę inaczej. Mimo że byliśmy blisko, to błędy w wyborze atakującej spowodowały, że przegraliśmy końcówki setów.
Tydzień później również się wam nie powiodło. Liczył się pan z porażką z sąsiadującym w tabeli Lindesberg VBK?
– Myślałem, że damy radę. W pierwszym secie mieliśmy Lindesberg VBK „na gładko” do stanu po 20. Wówczas znowu w końcówce się pogubiliśmy, co było widać po wyniku tego spotkania. Reszta meczu to już tylko statystowanie rywalowi na parkiecie.
Kalendarz gier sprawił, że w najbliższym czasie gracie z zespołami z dolnej części tabeli. Te mecze powinny poprawić nie tylko bilans, ale także podbudować zespół przed zbliżającą się fazą play-off.
– Wygraliśmy ostatni mecz z sąsiadem z tabeli na wyjeździe i muszę przyznać, że wyglądało to już trochę lepiej. Wciąż jeszcze dużo mamy do poprawienia, ale taktycznie zagraliśmy dobrze. Teraz czeka nas bardzo trudne spotkanie z wiceliderem.
Jakiś czas temu wspominał pan, że Engelholms VS w pełni nie może pokazać na co go stać z uwagi na kontuzje.
– Nie mogę powiedzieć, że w zespole jest wszystko w porządku, bowiem klub wciąż boryka się z problemami kadrowymi. Moja wystawiaczka nie trenuje tak, jak powinna, bo dalej odczuwa bóle w stopie. Jakby tego było mało, z gry w Engelholms VS zrezygnowała jedna ze środkowych.
Jak w klubie odnajdują się polskie rodzynki? Jest z nich pan zadowolony?
– Znam je z naszej ligi i wiem, że mogą grać lepiej. Marzenę (Wilczyńską – przyp. red.) przestawiłem na prawe skrzydło. Teraz dostaje po 40 piłek w meczu i często musi borykać się z czekającym na nią blokiem, ale daje sobie świetnie radę. Basia (Kubieniec – przyp. red.) też dobrze sobie radzi.
W Polsce powoli w decydującą fazę wkracza Puchar Polski, a jak to wygląda w Szwecji?
– Z Pucharu Szwecji już dawno opadliśmy, grałem w nim drużyną drugoligową, którą również prowadzę, a która obecnie zajmuje pierwsze miejsce w lidze. To bardzo młode dziewczyny, które pomimo walki przegrały rywalizację. W Polsce jest więcej możliwości obserwacji rywalizacji. Tu, w Szwecji, o siatkówce mało się mówi, więc nie mam żadnych informacji, na jakim etapie są zmagania pucharowe.
źródło: inf. własna