- Mamy nie tylko wsparcie, ale przede wszystkim jest presja - o celach stawianych przed reprezentacją Słowacji podczas turnieju kwalifikacyjnego mówił Tomáš Kmeť. - Sami na sobie wzajemnie także wytwarzamy ciśnienie - dodał.
Za wami wyjątkowo udany start w kwalifikacjach. Spodziewaliście się tak pewnej wygranej z Grekami, czy można było liczyć na większy opór ze strony rywali?
Tomáš Kmeť: – Na pewno przed turniejem zdawaliśmy sobie sprawę, że Grecja nie jest najmocniejszym przeciwnikiem, ale z drugiej strony wiedzieliśmy też, że to nie będzie szczególnie łatwe spotkanie. Zagraliśmy bardzo dobrze i wygraliśmy 3:0. To właśnie zwycięstwo bez straty seta w ostatecznym rozrachunku może być wyjątkowo istotne.
Ze swojej postawy możecie być chyba zadowoleni. Wszystko funkcjonowało zgodnie z założeniami, czy coś jeszcze szczególnie wymaga poprawy?
– Na pewno były jeszcze elementy, które szwankowały i musimy je poprawić. Jednak 3:0 to 3:0 i ten wynik jest najważniejszy. W sobotę przed nami ciężki mecz przeciwko reprezentacji Ukrainy, zobaczymy teraz, jak będą grali (wywiad przeprowadzony przed meczem Ukraina – Grecja – przyp. red.). Na pewno teraz musimy już w pełni koncentrować się na najbliższym meczu.
Wracając do spotkania z Grekami – drugi set meczu miał trochę inny przebieg niż pozostałe partie. Ta gra na styku i konieczność odrabiania strat to w jakimś stopniu efekt dekoncentracji?
– Nie do końca, w tej części meczu to Grecy zaczęli też grać lepiej. Na szczęście u nas na zagrywce pojawił się Lukáš Diviš i odrobiliśmy tę stratę, co znacznie pomogło w ostatecznej wygranej w tym drugim secie. W trzeciej partii już zaczęliśmy bardzo dobrze, jednak później trochę zgubiliśmy koncentrację i straciliśmy kilka punktów. Pod koniec tej partii mieliśmy kilka bardzo dobrych obron naszego libero Romana Ondruška, gdzie Martin Nemec skończył akcje w ataku i to chyba było decydujące w tych końcówkach.
Na przestrzeni całego turnieju wyjątkowo istotna może być dyspozycja dnia w polu serwisowym?
– Na pewno, zagrywka zawsze jest kluczem. Tym bardziej w najbliższym meczu w rywalizacji z reprezentacją Ukrainy, która ma wyjątkowo wysokich zawodników. Tak naprawdę dopiero będziemy szczegółowo analizować tego kolejnego rywala, ale w takim turnieju gra we wszystkich elementach będzie równie ważna.
Gracie u siebie, mając z jednej strony atut własnej publiczności. Czy jednak w związku z tym odczuwalna jest także dodatkowa presja?
– I to, i to, faktycznie mamy nie tylko wsparcie, ale przede wszystkim jest presja. Wszyscy oczekują od nas, że wygramy ten turniej i zagramy w przeszłym roku w Polsce w końcu podczas mistrzostw świata. Jest to jednak nie tylko presja z zewnątrz, sami na sobie wzajemnie także wytwarzamy ciśnienie. Być może ta atmosfera w hali pierwszego dnia turnieju nie była jeszcze taka, jak sobie wyobrażaliśmy, ale wierzę, że w kolejnych dniach będzie lepiej.
Przed wami szansa na historyczny wynik (pierwszy raz reprezentacja Słowacji mogłaby zagrać w MŚ – przyp. red.). Dodatkowo udało się skompletować wyjątkowo mocny kadrowo zespół. Można więc powiedzieć, że macie wszystko, czego potrzeba do awansu?
– No tak, są tutaj właściwie wszyscy nasi najlepsi zawodnicy, no może oprócz Michała (Masny – przyp. red.), który zdecydował się nie przyjeżdżać. Wierzę, że fakt, że mamy dwunastu równych zawodników w zespole, gdzie każdy może wejść i odwrócić losy spotkania, będzie naszą przewagą nad pozostałymi zespołami. Pozostałe drużyny chyba jednak nie mogą się takim składem pochwalić.
*rozmawiała Edyta Bańka (Strefa Siatkówki)
źródło: inf. własna