Po dwóch przegranych siatkarze PGE Skry Bełchatów zanotowali dwie wygrane i finał rywalizacji rozstrzygnie się w hali na Podpromiu. - Tak naprawdę to ja jeszcze momentami w to nie wierzę, że nam się udało - mówił na gorąco po czwartym meczu Karol Kłos.
W Bełchatowie podopieczni Andrzeja Kowala nie wykorzystali wielkiej szansy na awans do półfinału już w pierwszym meczu, kiedy to prowadzili 2:0 i … oddali pole walki siatkarzom PGE Skry Bełchatów. Mało kto w owym momencie myślał, że wicemistrzowie Polski zdołają się podnieść i przedłużyć walkę. – Wróciliśmy z bardzo dalekiej podróży, przegrywaliśmy już przecież 0:2 w meczach i 0:2 w trzecim pojedynku i tak naprawdę już mało kto w nas chyba wierzył. My jednak parliśmy po troszku do przodu i na szczęście się udało – mówił po drugim spotkaniu rozgrywanym w hali Energia zadowolony Karol Kłos. – Szkoda, że w tym drugim spotkaniu w Bełchatowie przegraliśmy tego drugiego seta, bo mogło być jeszcze piękniej, choć i tak jesteśmy bardzo zadowoleni, bo były to naprawdę ciężkie boje. Teraz już chyba wygra ten, kto będzie miał więcej szczęścia, a kibice obejrzą na pewno świetne widowisko – zapewnił środkowy PGE Skry.
We własnej hali mający wsparcie we własnych kibicach bełchatowianie odżyli i wrócili do dobrej dyspozycji, a co najważniejsze – stanowili jak dawniej, zwarty i świetnie współpracujący w dobrej atmosferze zespół. – W tych dwóch meczach decydowała przede wszystkim nasza wola walki i wielka chęć zwycięstwa. W pierwszym meczu we własnej hali poczuliśmy, że możemy jednak podnieść się. W poniedziałkowym spotkaniu już chyba widać było i czuć w naszych poczynaniach, że gramy na luzie, dla samych siebie i czerpaliśmy z gry wielką radość – to pozwoliło nam wygrać i teraz trzeba walczyć dalej, do samego końca. Tak naprawdę to ja jeszcze momentami w to nie wierzę, że nam się udało – cieszył się Karol Kłos.
Ekipa Jacka Nawrockiego wydostała się z niemałych tarapatów i wydaje się, że przed piątym spotkaniem to właśnie wicemistrzowie Polski są w lepszej sytuacji, mocno podbudowani przedłużeniem rywalizacji. Pokazali bowiem, że potrafią wyjść z niemałych opresji. – Wracamy do Rzeszowa w dużo lepszych nastrojach, choć na pewno nie można powiedzieć tego o Resovii, która nie przypuszczała pewnie, że wróci jeszcze, by zagrać piąty mecz u siebie – przyznał środkowy bełchatowskiego zespołu. – To będzie już zupełnie inny mecz. Ten, kto wytrzyma psychicznie, ten zakończy mecz w Rzeszowie zwycięstwem. My będziemy walczyć do ostatniej piłki. Jak się to rozstrzygnie, zobaczymy już niedługo – dodał na koniec Karol Kłos.
źródło: inf. własna