Delecta w pierwszym spotkaniu fazy play-off pokonała Trefl Gdańsk 3:0, ale mecz nie był tak jednostronny, jak mogłoby się wydawać. - Pierwsze dwa sety to była walka punkt za punkt, a zwycięstwo w nich kosztowało nas dużo wysiłku - przyznał Wojciech Jurkiewicz.
Sytuacja na boisku nie odzwierciedlała faktu, że po dwóch stronach siatki stanęły zespoły z pierwszego i ósmego miejsca w tabeli. Przynajmniej pierwsza i druga odsłona wyglądały jak starcie równych przeciwników. – Cieszy nas wynik, natomiast gra nie do końca. Jednak ważne jest to, że nie grając bardzo dobrze, umiemy wygrywać i mam nadzieję, że z meczu na mecz będzie jeszcze lepiej i zakończymy tę rywalizację zwycięsko – zaznaczył Wojciech Jurkiewicz. – Trefl przyjechał tutaj po to, żeby się bić. Dzisiaj byli bardzo blisko wygrania chociaż jednej partii, a to mogłoby skomplikować nasze zadanie – podkreślił po meczu Piotr Makowski. Oba zespoły mają jednak na uwadze, że było to dopiero pierwsze ich starcie w pierwszej fazie play-off, a każde kolejne może potoczyć się zupełnie inaczej. – W poniedziałek gdańszczanie wyjdą na boisko po to, żeby wygrać i na pewno nikt tutaj tanio skóry nie odda – dodał trener gospodarzy.
Lotos Trefl Gdańsk do tej rywalizacji przystąpił bez swojego rozgrywającego, Grzegorza Łomacza. Na czas kontuzji w roli kapitana zastąpił go Wojciech Żaliński, który nie krył rozczarowania przebiegiem spotkania. – Właściwie można rozmawiać tylko o dwóch setach. W nich graliśmy jak nigdy, a skończyło się jak zawsze z bydgoszczanami. Myślę, że napsuliśmy Delekcie sporo krwi i przed trzecią partią chyba się wykrwawiliśmy. Dlatego wtedy na boisku istniała już tylko drużyna z Bydgoszczy – skomentował zaraz po zakończeniu meczu przyjmujący z Gdańska.
Trener Trefla, pomimo przegranej, był zadowolony z postawy swoich podopiecznych i z poziomu, który zaprezentowali. – Będąc na ósmym miejscu wiemy, kto jest faworytem tej rywalizacji. Na pewno cieszy fakt, że pokazaliśmy dzisiaj dobrą siatkówkę – skomentował szkoleniowiec. Niejednokrotnie podkreślił też rangę rywala, z którym przyszło spotkać się jego drużynie. – Przyjechaliśmy do „jaskini lwa”, czyli do zespołu, który wygrał fazę zasadniczą i dokonał tego dzięki sportowej walce, nie szukając innych dróg – zakończył Dariusz Luks.
źródło: inf. własna