- Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dziś cieszę się, że nie awansowaliśmy do play-off Ligi Mistrzyń, bo dzięki temu zagramy o puchar CEV - mówił szczęśliwy po wygranej w rewanżowym spotkaniu z Omiczką Omsk trener Bogdan Serwiński.
– Zdecydował mecz w Omsku, bo w Muszynie jest niezwykle trudno wygrać. Rywalki były zdecydowanie lepsze i nie pozostaje mi nic innego, jak pogratulować rywalkom i życzyć szczęścia w finale – mówił po przegranym meczu rewanżowym trener Omiczki, Zoraz Terzić.
Radości z awansu do finału nie ukrywały zawodniczki z Muszyny. – Jesteśmy bardzo szczęśliwe ze zwycięstwa. Jestem naprawdę dumna z naszego zespołu – mówiła kapitan drużyny, Aleksandra Jagieło. – Blok i dobra zagrywka były kluczem do zwycięstwa. Gdy gra się o finał Pucharu CEV, to adrenalina jest taka sama jak podczas rywalizacji w Lidze Mistrzyń – zapewniała Eleonora Dziękiewicz. Dla polskiej siatkówki awans do finału to historyczny sukces. Poprzednio o trofeum w 1963 roku grał AZS AWF Warszawa. – Proszę mi wierzyć, że przed meczem nie myślałyśmy o tym, że mamy szansę być pierwszą żeńską drużyną od 50 lat, która może awansować do finału europejskich rozgrywek. Chciałyśmy tylko wyjść na parkiet i zagrać jak najlepiej – dodała Dziękiewicz.
Nastrój święta i radości udzielił się również trenerowi. – Skomentuję krótko: nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dziś cieszę się, że nie awansowaliśmy do play-off Ligi Mistrzyń, bo dzięki temu zagramy o puchar CEV – uśmiechał się Bogdan Serwiński.
Teraz muszynianki czeka walka z bardzo groźnym Fenerbahce Stambuł, zwycięzcą Ligi Mistrzyń z poprzedniego sezonu. To turecki zespół będzie faworytem w finałowej rywalizacji. – Ale na pewno przed nimi nie klękniemy. Są mocne i mają bardziej medialne nazwiska do nas, ale siatkówka to skomplikowana gra. Mamy swoje atuty i chcemy zdobyć puchar. Dlatego awansu do finału nie traktuję jeszcze jako sukcesu – tonuje powoli nastroje Bogdan Serwiński. – To zdecydowanie mocniejszy rywal niż Omiczka. Mogę jednak zapewnić, że będziemy walczyły. Nie ma większego znaczenia fakt, że w finale pierwsze spotkanie zagramy u siebie, bo przecież o wszystkim i tak może zdecydować złoty set – zauważyła Dziękiewicz. – Fizycznie i psychicznie czujemy się teraz bardzo dobrze. Wygrywamy kolejne mecze, które pomagają nam utrzymać pewność siebie. Podczas przerwy świątecznej byłyśmy trochę niezadowolone z wyjazdu do Bazylei, ale dało to jednak bardzo dobry efekt.
Więcej w serwisie sport.pl
źródło: sport.pl