Przed nowym sezonem Orlen Ligi w zespole mistrza Polski zaszło wiele zmian. Ze składu, który w poprzednich rozgrywkach zdobył tytuł, pozostały zaledwie dwie zawodniczki. - To wbrew pozorom nie jest nowa drużyna - tłumaczy Mariola Zenik.
Podobno na obozie w Cetniewie trenowałyście po sześć godzin dziennie.
Mariola Zenik: – To prawda. Miałyśmy po dwa treningi dziennie, każdy po trzy godziny i więcej. Trener dał nam w kość (śmiech). Ale w tym okresie to normalne. Po zwariowanym poprzednim sezonie miałyśmy dużo czasu, by odpocząć, zregenerować siły i umysły. Teraz jest czas na ciężką pracę, bo wiemy co nas czeka.
W przyszłym tygodniu lecicie do Rosji na silnie obsadzony turniej.
– To będzie nasze pierwsze granie. Do tej pory więcej czasu spędzałyśmy na siłowni, w terenie i ewentualnie na grze w plażówkę. Teraz chcemy zobaczyć, jak to, nad czym pracujemy na treningach, wygląda w sytuacjach meczowych. Bo trening meczu nie zastąpi. Ale podchodzimy do tego spokojnie. Szczerze mówiąc, nawet nie wiem z kim zagramy. A na grę pod presją, o punkty przyjdzie jeszcze czas.
Skąd decyzja, by po odejściu z Muszyny podpisać kontrakt w Sopocie?
– Jednym z najważniejszych argumentów była obecność trenera Matlaka. Poza tym rozmawiałam z dziewczynami, które grały tutaj w poprzednich sezonach. Mówiły, że warto tu przyjść. Konsultowałam się telefonicznie także z dziewczynami, które przyszły do Atomu w tym roku. Można powiedzieć, że namawiałyśmy się wspólnie, czy tutaj iść, czy nie. Miałam oferty z klubów z zagranicy, ale ostatecznie jestem w Sopocie i się z tego cieszę.
To pierwsza sytuacja w pani karierze, że klub praktycznie powstał od nowa? Ze starego składu zostały tylko Izabela Bełcik i Dorota Wilk. Została praktycznie tylko nazwa klubu i tytuł mistrza, którego będziecie bronić w całkiem nowym składzie.
– Wbrew pozorom to nie jest nowa drużyna. Znamy się z dziewczynami z innych klubów i z gry w reprezentacji. Komunikacja między nami jest coraz lepsza. Nie widzę problemu ani powodu, dla którego miałybyśmy się ze sobą nie dogadać. Tak naprawdę w drużynie na nowo muszą wkomponować się tylko dwie czy trzy zagraniczne siatkarki. Ale to też przecież żaden problem.
* więcej w serwisie gazeta.pl
* rozmawiał Maciej Korolczuk (gazeta.pl)
źródło: gazeta.pl