Michał Makowski i Dawid Popek zakończyli swoją przygodę z WT w Starych Jabłonkach. - Ogólnie jesteśmy zadowoleni, ale możemy pluć sobie w brodę, że się nie udało - samą grę i wyniki w rozmowie ze 'Strefą Siatkówki' oceniał Michał Makowski.
Z bilansem jednego zwycięstwa i jednej porażki kończycie zmagania WT siatkarzy w Starych Jabłonkach. Przed rozpoczęciem turnieju wspominałeś, że musicie dać z siebie 120%. Podsumowując zmagania, ten cel udało się zrealizować?
Michał Makowski: – Jesteśmy zadowoleni ze swojej gry, przede wszystkim z perspektywy pierwszego meczu. Wyszliśmy rzeczywiście zmotywowani i zagraliśmy na 120% naszych możliwości. Może mogliśmy dać z siebie jeszcze więcej, ale w tym drugim spotkaniu czegoś już zabrakło. Tak jak wspomniał Dawid (Popek – przyp. red.) – po całym sezonie może nam brakowało sił, albo inaczej – zabrakło tej zimnej głowy i motywacji. Z Amerykanami graliśmy jak z równymi sobie, a nie znaliśmy ich w ogóle. W tym drugim meczu Daniela i Jörga (Müllner i Wutzl – przyp. red.) już znaliśmy bardzo dobrze i inaczej podeszliśmy do tego spotkania. Tak naprawdę trudno teraz ocenić wydarzenia z drugiego meczu. Ogólnie jesteśmy zadowoleni, ale możemy pluć sobie w brodę, że się nie udało.
W pierwszej partii decydującego spotkania do końcowego sukcesu zabrakło niewiele, czego dokładnie? Ostatnie akcje tego seta mogły być na tyle kluczowe, aby wpłynęły na dalsze losy rywalizacji?
– W pierwszym secie ewidentnie to mi zabrakło zimnej głowy i biorę ciężar tego meczu na siebie. Dawid dobrze przyjmował i wystawiał, nie można mu nic zarzucić, do tego podbił w obronie kilka bardzo trudnych piłek. Co prawda raz sędzia, w końcówce drugiego seta, niesłusznie i za wcześnie zagwizdał, ale tak jest. Sędziowie różne decyzje czasem podejmują i nie można ich za to winić, też są ludźmi.
Wygrany mecz rozgrywaliście na boisku głównym, spotkanie drugie już na boisku bocznym. W tym przypadku różnica była odczuwalna?
– Oczywiście, że tak. Kibiców nam nie brakowało, to był nasz trzeci zawodnik. Brakowało raczej tego, żeby spiker pomagał nam się nakręcać, nie było muzyki, aby czuć ciągle to tempo. W pierwszym spotkaniu słuchaliśmy muzyki i nakręcaliśmy się tym, później tego nam brakowało, w drugim meczu było za dużo czasu na myślenie.
Tym turniejem kończycie sezon plażowy. Powoli przychodzi czas podsumowania, miniony już sezon możecie zaliczyć do udanych czy niekoniecznie?
– Do nieudanych chociażby pod względem mistrzostw Polski w Niechorzu. Nie zajęliśmy tam miejsca medalowego, chociaż była ku temu szansa. Ewidentnie straciliśmy formę na koniec sezonu. Wygraliśmy w Szczecinie, stanęliśmy tam kilka razy na pudle, choć faktycznie ciągle byliśmy drudzy. Ogólnie można powiedzieć, że jesteśmy zadowoleni, chociaż ten niedosyt pozostaje, szczególnie po Niechorzu. Myśli się o tym, że to nie my stoimy na podium, tylko ktoś inny.
Jakie są najcenniejsze wnioski?
– Jeżeli się naprawdę chce, to można wszystko.
* W Starych Jabłonkach rozmawiała Edyta Bańka (Strefa Siatkówki)
źródło: inf. własna