Prezes AZS Politechniki Warszawskiej twierdzi, że ma podpisany kontrakt z Michałem Kubiakiem na grę w stolicy. W Padwie twierdzą, że to oni są właścicielami karty zawodnika i właśnie potwierdzili jego transfer do Jastrzębia. Sam zawodnik milczy...
Gdy rok temu Michał Kubiak wracał do Polski po pobycie we włoskiej Padwie, nikt nie przypuszczał, że o prawo do niego wybuchnie taka awantura. Po roku gry w AZS Politechnice Warszawskiej stołeczny klub twierdzi, że Kubiak jest nadal ich zawodnikiem i w przyszłym sezonie grać powinien właśnie w Warszawie.- Podpisaliśmy z Michałem dwuletni kontrakt, który nadal obowiązuje. Uważamy, że jest naszym zawodnikiem i jeśli odejdzie, skierujemy sprawę do sądu – zapowiada na łamach Przeglądu Sportowego prezes klubu Jolanta Dolecka. Do rozstrzygnięcia pozostaje kwestia, czy zawodnik w zeszłym roku został wypożyczony do Warszawy (w takim razie skąd dwuletni kontrakt?) czy też przeprowadzono transfer definitywny?
Nie jest tajemnicą, że Kubiaka chętnie w swoich szeregach widzieliby trener i prezes Jastrzębskiego Węgla. – Nie ukrywam, że chcemy pozyskać Michała i prowadzimy w tej sprawie rozmowy ze wszystkimi stronami. Jestem ugodowym człowiekiem i na pewno dogadam się w tej sprawie z kim będzie trzeba. Kontrakt nie został jeszcze sfinalizowany – mówi prezes Zdzisław Grodecki. Zanim jednak podpisze kontrakt, musi ustalić… z kim ma rozmawiać. Czy z Padwą, czy z Politechniką, czy też może z jednymi i drugimi?
Zawodnik jak na razie milczy, a sprawy w jego imieniu załatwia menadżer. Nic dziwnego, bo cokolwiek Michał Kubiak by teraz powiedział, mogłoby tylko zaognić sprawę. W Warszawie zdają sobie sprawę, że z niewolnika nie będzie zawodnika i pogodzili się już z myślą, że Kubiak nie zagra w AZS Politechnice. – Zdaję sobie sprawę z tego, że Michał nie chce u nas grać. Szukamy następcy na jego miejsce, ale na pewno nie zostawimy tak tej sprawy. Boję się, że najbardziej ucierpi na tym Michał, bo zostanie zawieszony – mówi Dolecka. Jak widać stołecznemu klubowi chodzi o pieniądze za transfer. Tylko czy ma do nich prawo? Niewykluczone, że o wszystkim będą musiały rozstrzygać sądy. Miejmy tylko nadzieję, że cała awantura nie odbije się na formie zawodnika i jego karierze sportowej.
źródło: inf. własna, Przegląd Sportowy