Grzegorz Fijałek i Mariusz Prudel podczas turnieju premierowego w tym sezonie World Touru w Brasilii zajęli 17. miejsce. O przyczynach takiego wyniku oraz o uciążliwych dla każdego siatkarza nieustannych podróżach opowiada Mariusz Prudel.
Zapewne po pierwszym w tym roku World Tourze nie jesteście zadowoleni ze swojego wyniku. Co więc zadecydowało o porażce z parą, z której pokonaniem wcześniej nie mieliście problemów?
Mariusz Prudel: – Niestety, turniej w Brasilii nie wypadł za dobrze. W meczu z Włochami zagraliśmy słabo, popełniliśmy dużo prostych błędów i daliśmy narzucić przeciwnikowi ich styl gry.
Jak wyglądają wasze przygotowania do kolejnego turnieju, tym razem rozgrywanego w Chinach?
– Przygotowania wyglądają troszkę inaczej niż do innych turniejów, ponieważ mieliśmy długi lot i jest duża różnica czasowa pomiędzy Polską a Szanghajem. Sześć godzin różnicy to bardzo dużo, szczególnie jeśli przemieszczamy się z zachodu na wschód. Ogólnie po dwóch cięższych dniach, w których trudno było nam się odnaleźć w rzeczywistości, wróciliśmy do normalnego trybu przygotowań do turnieju.
Konieczność przemieszczania się na dużych dystansach między kolejnymi turniejami wpływa na was i innych graczy w jakimś stopniu deprymująco?
– Tak jak wcześniej wspomniałem. Te wszystkie długie podróże, godziny spędzone na lotniskach w oczekiwaniu na kolejny samolot, przejazdy i różnice czasowe bardzo nas rozregulowują. Naprawdę ciężko jest przestawiać się co tydzień o parę godzin, które wynikają z różnic pomiędzy poszczególnymi strefami czasowymi.
Czy te częste podróże i zmiany stref czasowych, o których rozmawiamy, przyczyniają się do większej ilości niespodzianek podczas World Touru?
– Na pewno w jakimś stopniu tak. Są zawodnicy, którzy łatwiej znoszą zmiany stref czasowych i szybciej potrafią się zaaklimatyzować w nowym miejscu. Ale są też tacy, którym zajmuje to bardzo długi czas. Każdy ma swój indywidualny sposób na to, aby jak najszybciej przystosować się do nowego miejsca.
*Rozmawiał Michał Błaszczak.
źródło: beachvolleyball.pl