Kontuzja odniesiona jeszcze w trakcie zeszłego sezonu wyłączyła Marcina Kocika z cyklu szkolenia na wiele miesięcy. Niedawno wrócił do maksymalnych obciążeń i nie otrzymał jeszcze szansy zaprezentowania się na boisku, czy to w sparingach, czy też w meczu ligowym.
Po przedsezonowych, udanych sparingach, w których niestety nie brał pan udziału, spodziewaliście się chyba nieco więcej po spotkaniu…
– Zgadza się. Gry kontrolne to jednak zupełnie inna bajka niż ligowe pojedynki. Dzisiejsza nasza słaba postawa spowodowana była chyba nerwowością towarzyszącą inauguracji sezonu. Mecz na swojej sali, wielu kibiców, presja – po prostu nie sprostaliśmy oczekiwaniom.
Które elementy, poza silną zagrywką Marcina Wiki, zadecydowały pana zdaniem o porażce z Resovią?
– Kiepsko przyjmowaliśmy. Nie zdobywaliśmy też punktów blokiem. Resovia była po prostu lepsza od nas w każdym elemencie.
Przed meczem odbyliście wiele odpraw taktycznych dotyczących gry wicemistrzów Polski. Czemu nie wprowadziliście tych czysto teoretycznych działań w boiskowe poczynania?
– Gra się na tyle, na ile przeciwnik pozwala. Dzisiaj rzeszowianie nie dopuścili do tego, abyśmy nawiązali z nimi równorzędną walkę. Pomimo tego, że mieliśmy ich dobrze rozpisanych, to zabrakło konsekwencji na placu boju.
Jak z pana zdrowiem? Kiedy będzie pan gotowy do gry na sto procent?
– To pytanie do trenera, nie do mnie. Ja jestem przygotowany do rywalizacji na maksymalnych obrotach już od dwóch tygodni. Szkoleniowiec decyduje o tym, kto gra, a kto nie.
A co z Maikelem Salasem, który tak niefortunnie wylądował przy słupku sędziny, że nabawił się kontuzji?
– Nie wiadomo jeszcze niczego na pewno, ale wstępne diagnozy mówią o podkręceniu kostki. Myślę, że za kilka dni dojdzie do pełnej sprawności i będzie mógł grać.
Rozmawiał Piotr K. Dobrowolski
źródło: SportRadom.pl