Przypadek? Podobno nie istnieje. Wszystko, co wydarzyło się niespodziewanie, miało swój cel. Może to jeden z trenerów Czarnych Radom - Wojciech Stępień, który opowiada o powiązaniu zbiegów okoliczności w swoim życiu.
Jak to się stało, że zajął się pan siatkówką?
– Pochodzę z Opola Lubelskiego. Uprawianie sportu stanowiło jedyną możliwość zabicia wolnego czasu. W wieku 17 lat poszedłem na trening za namową starszego brata. W krótkim czasie osiągnąłem w miarę przyzwoity poziom. Ale nie wiązałem z siatkówką specjalnych nadziei. Przypadek sprawił, że mogłem zająć się nią profesjonalnie…
Jak znalazł się pan w Czarnych?
– Byłem zawodnikiem klubu Opolanka Opole Lubelskie, który podczas Spartakiady Młodzieży (odpowiednik Mistrzostw Polski) grał z Czarnymi. Zauważył mnie wówczas trener Skrok i zaproponował przeniesienie się do Radomia. Mając 20 lat, zostałem zawodnikiem Czarnych. Bardzo miło wspominam ten czas, na pewno gra w Radomiu była też niezłą szkołą życia
.
W latach 1994 i 1995 zdobył Pan z Czarnymi dwa brązowe medale Mistrzostw Polski, potem w 1999r. Puchar Polski. Jakie osiągnięcie ceni sobie pan najbardziej?
– Osobiście bardziej cenię medale Mistrzostw Polski, ponieważ wówczas miałem miejsce w 6. Więcej wysiłku kosztowało mnie ich zdobycie, co sprawia, że bardziej się z nimi identyfikuję
.
Była mowa o sukcesach, a teraz o porażkach. Czy rozpamiętuje je pan, czy raczej woli o nich zapomnieć?
– O porażkach się pamięta, bo motywują i uczą życia. Najlepiej przecież uczyć się na własnych błędach. Inaczej wyobrażałem sobie rozstanie z Czarnymi. Rozeszliśmy się trochę „bojowo” …
Miał pan epizod z reprezentacją?
– Po zdobyciu pierwszego brązowego medalu dostaliśmy razem z Darkiem Grobelnym powołanie do kadry, ale to była krótka historia. W tym okresie mieliśmy dość siatkówki, chcieliśmy odpocząć. Natomiast kiedy dostaje się powołanie do reprezentacji, trenuje się przez 9 godzin dziennie, o odpoczynku nie ma więc mowy. A ja nie wyobrażałem sobie, żeby wakacje znów spędzić na sali
.
Dlaczego zdecydował się pan zająć trenerką?
– To też był w zasadzie przypadek (śmiech). Poproszono mnie o poprowadzenie II ligi i zespołu juniorów. Za pierwszym razem nie doszliśmy do porozumienia, ale przy następnym, rozmowa przebiegała inaczej. W pracy bardzo pomógł mi Arek Sawiczyński, za co mu jestem bardzo wdzięczny
.
Ciężko zawodnikowi zostać trenerem?
– Tak. Bardzo często chce się wejść na boisko, by pomóc zawodnikom. Głowa chce, ale ręce i nogi już nie dają rady(śmiech)
.
Za sobą ma pan też epizod w PLS-ie, gdzie po pierwszych meczach okrzyknięto pana cudotwórcą?
– Bez przesady… Prezes Jadaru Tadeusz Kupidura złożył mi taką propozycję, a ja długo się nie zastanawiałem, wiedziałem, że chłopaków stać na grę. Wiedziałem, że są w stanie wygrywać, co prawda nie myślałem, że z Bełchatowem… Oczywiście zwycięstwo cieszyło, ale nie przywiązywałem do tego sukcesu specjalnej uwagi. Zawodnicy zagrali bardzo dobre spotkanie – nie można powiedzieć, że Skra mecz odpuściła
.
A gdyby pan wiedział, że takie mecze, jak np. ze Skrą się powtórzą, to czy zdecydowałby się na trenowanie w PLS-ie?
– (Śmiech). To od samych chęci nie zależy? Za krótko jestem trenerem, żeby prowadzić drużynę w PLS-ie
.
Jaki jest pański ideał zawodnika? Czy miał pan w ogóle osobę, w którą się pan wpatrywał podczas swojej gry?
– Jeśli miałbym wybierać, byłby to Bob Ctvrtlik – kapitan reprezentacji Stanów Zjednoczonych, zawodnik niesamowicie wyszkolony technicznie, guru jak na tamte czasy (zdobył złoto na Igrzyskach Olimpijskich w Seulu 1988r i brąz w Barcelonie 1996r, a także złoto na mistrzostwach świata w Paryżu w 1986r – przyp.aut.). Obecnie byłby to Robert Prygiel, ponieważ jest zawodnikiem kompletnym, a dodatkowo go znam (śmiech)
.
A ideał trenerski?
– Jacek Skrok. Ma ogromny bagaż doświadczenia. Jako trener jest wszędzie ceniony, także mam od kogo się uczyć
.
To bardzo, ciekawe, bo przecież pańska droga z trenerem Skrokiem skrzyżowała się już wcześniej, gdy ściągnął pana do Czarnych. Co może pan powiedzieć o tej sytuacji?
– Jacek Skrok był wtedy najmłodszym trenerem w Polsce i do tego trenerem grającym. Teraz się razem spotykamy na treningach, miło wspominamy tamto spotkanie. Jest porządku (śmiech)
.
Co sądzi pan o składzie na Ligę Światową? Trener Castellani Roberta Prygla nie powołał? Stracił już na wstępie w pana oczach?
– Każdy trener ma swoją wizję zespołu. W tym składzie jest dużo młodzieży i to jest chyba dobry plan, żeby stopniowo kadrę odmładzać. Robert ma już swoje lata, choć wydaje mi się, że jako doświadczony zawodnik jeszcze dużo do reprezentacji mógłby wnieść
.
Jaka jest pana opinia na temat komentowania meczów przez byłych siatkarzy czy trenerów?
– To jest fajny pomysł. Bardzo trafnymi, treściwymi, ale krótkimi spostrzeżeniami dzielą się i Wojciech Drzyzga, i Tomasz Wójtowicz. Starają się wysuwać swoje spostrzeżenia w delikatny sposób. Podoba mi się ich sposób komentowania
.
A czy pan myślał o tym żeby np. na jeden mecz wcielić się w rolę … komentatora?
– Nie, mnie byłoby ciężko, bo jestem za nerwowy i za dużo mógłbym powiedzieć niecenzuralnych wyrazów (śmiech)
.
Co może pan powiedzieć o walce Czarnych o I ligę?
– Uważam, że drugie miejsce, jakie zajęliśmy jest bardzo dużym sukcesem. Wiadomo, z każdym meczem rozbudzały się ambicje i apetyty na więcej, ale drugie miejsce jest odpowiednim dla sytuacji, w jakiej obecnie jesteśmy. Na tę chwilę Kielce mają lepszy skład kadrowy, są bardziej doświadczeni. W naszej drużynie, poza Krzyśkiem Stańcem, Grześkiem Szumielewiczem, Pawłem Bilińskim, zawodnicy nie mają doświadczenia
.
Interesuje mnie jeszcze temat dość popularny w Radomiu, czyli sprawa kibiców Jadaru i Czarnych. Co pan może o tym powiedzieć?
– Nie wszyscy się muszą kochać, ale żyjemy w jednym mieście, dlatego według mnie takie zatargi nie mają sensu. Sytuacja niestety jest znana w praktycznie całym środowisku siatkarskim – trzeba to jak najszybciej zakończyć!
Co by pan robił, jeśli nie siatkówka?
– Czekałbym na jakiś inny przypadek (śmiech)
.
*Rozmawiała Agata Kołacz, SportRadom.pl
źródło: SportRadom.pl