W spotkaniu z Brazylią podczas igrzysk w Pekinie Mariusz Wlazły złamał palec. Niestety, uraz się pogłębił i atakujący Skry musiał pauzować przez kilka tygodni. W sobotę po raz pierwszy po powrocie z Chin zagrał w meczu.
Jarosław Bińczyk: Zagrałeś pierwszy raz po wyleczeniu kontuzji. Jak było?
Mariusz Wlazły: – Spokojnie, całkowity luzik (śmiech)
.
Jesteś już w pełni zdrowy?
– Tak, ale zawsze jest ryzyko, że coś się stanie. Przecież złamanie dopiero się zagoiło. Przy niefortunnym trafieniu piłką kontuzja może się odnowić. Ale z medycznego punktu widzenia jestem już w 100 proc. zdrowy
.
Nie bałeś się o swój palec? Przecież musiałeś blokować ataki rywali.
– Grając na boisku, nie myślę, co mnie może spotkać. A poza tym jeśli chodzi o blok, to ryzyko jest małe, bo naprawdę trudno mnie trafić w ręce (śmiech)
.
Jak to?
– Bo nie jestem w formie. W piątek, kiedy trenowaliśmy z AZS Politechniką Warszawa, zablokowałem jedną piłkę, za to w sobotę nie udało mi się zatrzymać ani jednej
.
Z twoją formą jest niedobrze, to znaczy, że w pierwszym meczu ligowym zagra Jakub Jarosz?
– Nie wiem. Kto powinien zagrać, zadecyduje trener. Ja chciałbym grać jak najwięcej, bo inaczej trudno będzie wrócić do wysokiej formy. Przecież dopiero od tygodnia normalnie trenuję, czyli odbijam piłkę palcami
.
Rozmawiał: Jarosław Bińczyk (Gazeta Wyborcza Łódź)
Więcej na: www.sport.pl
źródło: sport.pl