Siatkarze Brazylii przy każdej okazji zapewniają, że wpadka w Final Six LŚ nie wywarła na nich najmniejszego piętna i nie zburzyła ich pewności siebie. - Wciąż tworzymy jedną rodzinę - jeszcze kilka dni temu deklarował kapitan zespołu, Giba.
Tymczasem w środę, w tej wielkiej, siatkarskiej familii pojawiły się wyraźne tarcia, po których syn i ojciec Rezende przestali ze sobą rozmawiać. Szkoleniowiec „canarinhos” Bernardo Rezende, który słynie z niezwykle emocjonalnego podejścia do swojej pracy, nie ukrywa, że po przegranym turnieju w Rio de Janeiro, presja w zespole nasiliła się kilkakrotnie. Niepodważalna rola faworytów, w której przez ostatnie siedem lat występowali Brazylijczycy, została zachwiana w najgorszym momencie – tuż przed igrzyskami olimpijskimi w Pekinie.
„Galaktyczni” siatkarze, jak nazywają ich niektórzy, zaliczyli dwie porażki przed własną publicznością, prezentując przy tym wcale niezłą siatkówkę. Przegrana zawsze jednak boli, a jeśli następuje dwa tygodnie przed zawodami najwyższej rangi, boli podwójnie. Trudno więc się dziwić, że w obozie wciąż aktualnych mistrzów olimpijskich atmosfera jest podgrzana do czerwoności i pojawiają się nieoczekiwane tarcia.
Po finale LŚ trener Rezende zafundował swoim podopiecznym zwielokrotnioną dawkę katorżniczych wręcz treningów. Siatkarze trenują do znudzenia tak utarte już, jak i całkiem nowe schematy zagrań, którymi mają zaskoczyć rywali podczas olimpiady w Pekinie. Nie wszyscy wytrzymują tempo. Tym, który zbuntował się pierwszy był syn trenera Bruno Rezende. Młody rozgrywający publicznie wyraził swoje niezadowolenie, kiedy po raz setny usłyszał krytykę pod swoim adresem. W obronie gracza stanął starszy kolega, Gustavo. Szybko jednak został skarcony przez szkoleniowca.
– Rozmawiam z Bruno, nie z tobą
– powiedział stanowczo Bernardo Rezende. – On ma wykonywać dokładnie to, co ja mu każę
. Po tych słowach w brazylijskim obozie zapanowała cisza, a ojciec i syn udali się na prywatną rozmowę.
Po treningu trener Rezende opuścił boisko samotnie. Gustavo i Bruno natomiast poszli razem do szatni. Żaden z nich nie chciał jednak komentować incydentu z treningu, wzmagając dodatkowo niepokój rodzimych dziennikarzy.
– Wydarzenia z treningu to tylko namiastka tego, co dzieje się podczas meczów. Wtedy jednak prasa nie zwraca na to uwagi
– próbował załagodzić sytuację Sergio. – Wszyscy czujemy presję, ale zapewniam was, że nic złego w zespole się nie dzieje
– dodał.
– Wymiana poglądów to naturalna część treningu. Za chwilę wszystko wróci do normy, jak zawsze
– zapewnił Giba.
autor: Ilona Kobus
źródło: globoesporte.com, SportoweFakty.pl