Za nami już dwa mecze Polaków na Mistrzostwach Europy. Jakie będą dalsze losy naszej reprezentacji, okaże się dzisiaj. Przed dzisiejszym meczem z Rosją Przeglądligowy.pl poprosił o kilka zdań Olgę Świderską, żonę kapitana polskiej ekipy Sebastiana Świderskiego.
Przeglądligowy.pl: Jak oceniasz postawę męża w pierwszych dwóch meczach ME?
Olga Świderska: – Nie mnie jest oceniać postawę męża, tym bardziej ze nie mogłam obejrzeć żadnego z meczów – poza tym nie jestem obiektywna – jak to w rodzinie obowiązuje rodzinny patriotyzm. Jak każda żona chciałabym, aby mój mąż był najlepszy. Siatkówka to gra zespołowa i o wyniku nie decyduje postawa jednego gracza, lecz całej drużyny. Myślę, że presja jaką podświadomie wszyscy narzuciliśmy, niezbyt sprzyja zespołowi. Piłka jest okrągła i toczy się jak koło fortuny, raz sprzyja nam, a drugi raz – przeciwnikom. Oby jednak nam jak najczęściej.
Umiejętności naszym siatkarzom nie brakuje, jednak w meczu z Belgią głowy mieli pospuszczane – z czego mogło to wynikać (zbyt duża presja, kłopoty w zespole)?
– Myślę, że balonik był trochę przedmuchany. Kłopoty w zespole? Zdrowotne. Wiem, że nie mamy ich od dzisiaj lecz od zawsze. Przypomnijmy sobie chociażby kontuzje Pawła Zagumnego, przez które między innymi nie uczestniczył w najważniejszych imprezach. Zawsze można gdybać, ale to jest sport. Nic nie jest do przewidzenia, co pokazują między innymi wyniki innych drużyn w tych mistrzostwach, nawet wielkie zespoły mają problemy pokonać nominalnych słabeuszy. Każdemu może się trafić wpadka. A co do problemów w zespole?! Jeśli mowa o konfliktach w drużynie, pomyślmy sobie co by miał na głowie Raul Lozano mając drużynę 12 bab. Dajmy spokój wszelkim insynuacjom. Z tego co się orientuje – w funkcjonowaniu męskiego świata – konflikty między sobą załatwiają po cichu bez rozgłosu wewnątrz grupy nie angażując w nie pół Polski. Dlatego sądzę, że szukanie na siłę jakiegoś konfliktu nie bardzo ma sens, a już na pewno nie wpływa dobrze na samopoczucie zawodników.
Sebastian przed wyjazdem do Moskwy skrytykował postawę Mariusza Wlazłego w związku z jego rezygnacją z udziału w ME z powodu złego stanu zdrowia. Czy to koniec przyjaźni, a początek konfliktu „Świder” – „Szampon”?
– Powiedzmy sobie jasno – skompletowanie 12 ludzi, którzy mają współdziałać ze sobą nie jest proste – każdy ma inny charakter, inne podejście do życia, inne priorytety. Dziwi mnie jedynie w tej całej sytuacji cisza – z drugiej strony – a co ja mogę dodać? Tylko tyle, że dzieci już są na tyle duże, żeby wiedzieć ze ten pan w TV to tata i jak to Tomek śpiewa – Seba…Seba… Seba…Polska. Z tymi kontuzjami, które ma Sebastian mógłby się wymigać od wszystkiego. Podziwiam go za upór i za poświecenie się jego pasji do końca. Kochamy Cię za wszystko co robisz… Maja, Tomek i Ola.
Nasi siatkarze zaprezentowali się wczoraj o wiele lepiej. Czy dostali dużą reprymendę od trenera Raula Lozano?
– Myślę, że nie była ona potrzebna. Każdy z nich miał świadomość od początku o co grają i czym może się zakończyć ewentualna porażka. Myślę, że na tym poziomie jaki reprezentują nasi zawodnicy, sami mają poczucie osiąganych wyników i ich ważności.
Jakie były pierwsze słowa, gdy po meczu zadzwonił do Ciebie Sebastian? Było czuć radość z zwycięstwa?
– Oczywiście cieszył się ze zwycięstwa, ale nie byłby do końca sobą, gdyby nie powiedział o swoich błędach popełnionych w meczu i o dobrej grze innych zawodników. Jak zawsze powtarza – gra zespół, nie jednostki.
Twoje przewidywania przed meczem z Rosją?
– Mam nadzieję , że rosyjski niedźwiedź zaśpi na nasz mecz i nie będzie zaciętej walki, tylko nasza wygrana. Mój tata zawsze mawia: każdy jest w stanie wygrać z każdym. Nieważny jest efekt wizualny na końcu, liczy się tylko zwycięstwo – zwycięzców nikt nie ocenia, a przegranych nie pamięta.
Rozmawiał Piotr Wolankiewicz
źródło: przegladligowy.com