Reprezentacja Polski kadetów zajęła na Mistrzostwach Świata 5. miejsce. Po długiej podróży dotarła wreszcie do ojczyzny. Zawodnicy wczoraj o godz. 20.50 wylądowali na warszawskim lotnisku "Okęciu".
Powrót z Meksyku, gdzie uczestniczyli w mistrzostwach świata kadetów i zajęli piątą lokatę, nasi młodzi siatkarze długo będą pamiętać. Podróż trwała aż trzydzieści godzin i była bardzo męcząca. Już w Warszawie, kiedy chłopcy poczuli się jak w domu, okazało się, że zaginęło kilka bagaży.
– Podróż była wyczerpująca
– relacjonuje atakujący polskiej ekipy Jan Król. – Najpierw samolot z Mexicali do Mexico City. Tam przesiadka do Paryża, a dopiero później z Paryża do Warszawy. Jednak na lotnisku w stolicy czekała na nas nieprzyjemna niespodzianka. Podczas podróży zaginęło kilka bagaży. Swoich podróżnych toreb nie otrzymał Szymon Piórkowski, trener Karol Janaszewski, lekarz Romuald Lewicki i ja. Nie wiadomo, kiedy bagaże d
otrą do Polski.
– Polskie siatkarki, wracając z Ningbo – z turnieju finałowego World Grand Prix, do Polski także leciały przez Paryż. I im też zaginęły bagaże. Być może problem jest właśnie na lotnisku Charlesa De Gaulle’a
– śmieje się Janek.
Kiedy pada pytanie, czy jest zawiedziony występem na mistrzostwach świata i brakiem medalu, już nie jest mu do śmiechu. – Oczywiście, że jestem zawiedziony! Chociaż piąte miejsce mimo wszystko cieszy
– odpowiada. – Mogliśmy ugrać medal, podium było naprawdę w naszym zasięgu. Z każdym z medalistów graliśmy tie-breaki. Poza tym w całym turnieju przegraliśmy dwa mecze, w tym tylko jeden, który ostatecznie zaważył na niezdobyciu przez nas krążków. Co ciekawe, Chiny i Francja, srebrni i brązowi medaliści, przegrali więcej meczów od nas i stanęli na podium. Ale taki jest sport. Nie zawsze trzeba wszystko wygrywać, żeby zdobyć medal i nie zawsze, wygrywając większość meczów, ten medal się zdobywa. Najlepszym przykładem są Niemcy, którzy z dwiema porażkami na koncie zajęli dopiero dziesiątą lokatę
. – kończy Król
źródło: reprezentacja.net