Wszystko zaczęło się od Brazylii... Przez ubiegłoroczne mistrzostwa świata w Japonii reprezentacja Polski siatkarzy szła jak burza. W rundzie eliminacyjnej pokonała wszystkich rywali i zakończyła grupę na pierwszym miejscu z bilansem setów 15:0. Szczęśliwą passę zakończyła "Wielka Brazylia".
W drugiej rundzie zeszłorocznych mistrzostw świata w Japonii także za każdym razem Polacy schodzili z boiska jako zwycięzcy. Okazali się lepsi od takich siatkarskich potęg, jak Rosja i Serbia. W finałach rozgrywek podopieczni trenera Raula Lozano dołożyli kolejne zwycięstwo – 3:1 nad Bułgarami.
Dobra passa skończyła się dopiero, gdy przyszło im się zmierzyć w finale z Canarinhos. Oddali wtedy pole rywalowi niemal bez walki (0:3) i musieli zadowolić się srebrnym medalem.
Osiem miesięcy później ten scenariusz się powtórzył, tym razem w Lidze Światowej. Oczekiwania były ogromne przynajmniej z dwóch powodów. Przede wszystkim Polacy byli gospodarzami turnieju i za sobą mieli wszystkie atuty – publiczność, własną halę i większą ilość treningów w niej niż rywale. Poza tym znów grali rewelacyjnie do ostatniego piątku notując aż 14 zwycięstw z rzędu w tych rozgrywkach (12 w grupie i 2 w finałach). Bilans ten był nawet lepszy od Brazylii, która także zakończyła rozgrywki grupowe bez straty punktu, ale uległa już w pierwszym meczu w „Spodku” reprezentacji Bułgarii.
Kiedy w półfinale Polacy trafili na Brazylijczyków, tak jak na mistrzostwach świata, urwała im się dobrze funkcjonująca dotąd taśma. – Wcale nie było nam łatwo. Przeciwnicy często maksymalnie sprężają się na mecze z nami. Jeśli uda im się nas pokonać, to z dumą mówią „pokonaliśmy Brazylię”, a jak nie, to nikt z tego nie robi tragedii i tłumaczy „przegraliśmy, bo to była wielka Brazylia
– mówił trener Canarinhos, Bernardo Rezende .
Radzić sobie z presją
I rzeczywiście, po przegranym półfinale rozczarowanie w polskim zespole było, ale dalekie od robienia z tego tragedii. – Ten mecz stał naprawdę na bardzo wysokim poziomie. Czuję się tak, jakby ten mecz dodał mi jeszcze kilka lat, a nie należę już do najmłodszych
– mówił po spotkaniu Giba , który był zdecydowanie najlepszym zawodnikiem meczu, zdobywając aż 26 punktów.
Brazylijczyk doskonale grał też przeciwko Polsce w finale MŚ. – W sobotę widziałem na boisku zupełnie inny obraz polskiego zespołu, niż podczas mistrzostw świata. Wtedy Polska po raz pierwszy od dłuższego czasu zagrała w finałach ważnych rozgrywek. Tym razem także zaszła bardzo daleko i powinno to was cieszyć, bowiem poprzez uczestnictwo w tak ważnych meczach zdobywa się doświadczenie i gra coraz lepiej. Dlatego każdy kolejny mecz, który rozegramy z Polską będzie dla nas trudniejszy
.
Podczas finałowego turnieju w Katowicach polscy siatkarze, zupełnie odwrotnie niż Brazylijczycy, zamiast rosnąć w siłę, z biegiem czasu ją tracili. W efekcie przegrali też kolejne spotkanie, ulegając po słabym meczu Amerykanom, których dwa dni wcześniej znokautowali 3:0.
– Porażka z Brazylią tkwiła jeszcze w głowach chłopaków. Nie udało się jej z nich wyrzucić, a to pociągnęło za sobą kolejną przegraną. Nie potrafimy sobie jeszcze radzić z presją spotkań finałowych
– tłumaczy drugi trener reprezentacji, Alojzy Świderek .
* Autorem tekstu jest Katarzyna Kajzerek
źródło: dzienniksport.com