- Wiem, że każdy Polak patrzy z boku na naszą grę i ma swoje zdanie. Jeśli jednak miałbym się tym kierować, to mógłbym mieć tu 38 milionów opinii, bo tylu jest Polaków - mówi Raul Lozano.
Tuż przed rozpoczęciem turnieju finałowego Ligi Światowej siatkarzy dziennikarze „Sportu” poprosili czytelników o przesłanie pytań, jakie chcieliby zadać Raulowi Lozano. Trener reprezentacji Polski w czwartek, który był dla Polaków dniem wolnym od meczów, przez blisko godzinę odpowiadał na najciekawsze z nich.
Dlaczego zdecydował się pan objąć reprezentację Polski?
– Przede wszystkim dlatego, że Polska, obok Bułgarii i Niemiec, jest takim krajem, w którym siatkówka może się rozwijać, a jej poziom sportowy – rosnąć. Poza tym tutaj trochę inaczej przebiegał wybór trenera. Zwykle rozmawia się z trzema, pięcioma kandydatami i dokonuje wyboru spośród nich. W przypadku Polski związek otworzył się na wszystkich szkoleniowców, zaproponował formułę konkursu i na tej podstawie wygrywał najlepszy. Inną przyczyną był fakt, że przez ponad trzydzieści lat w polskiej siatkówce nic wielkiego się nie działo i chciałem się zmierzyć z tym wyzwaniem.
Gdyby otrzymał pan ofertę pracy w swoim kraju, czy skorzystałby pan z niej?
– Pięć miesięcy po tym jak rozpocząłem pracę w Polsce dostałem propozycję poprowadzenia reprezentacji Argentyny, ale ją odrzuciłem. Oczywiście z punktu widzenia prawnego jestem pracownikiem związku i mam możliwość odejścia z pracy. Jednak ze względu na porozumienie, które zawarłem z zawodnikami, nie zdecydowałem się wrócić do Argentyny. Powiedziałem więc rodakom, że nie mogę tego porozumienia zerwać. Poza tym ludzie darzą mnie tutaj niezwykłym szacunkiem. Na to, że zostałem w waszym kraju, miał więc wpływ głównie czynnik ludzki. Warto też podkreślić, że jeszcze nigdy nie zerwałem kontraktu na rzecz pracy w innych krajach.
Co myśli pan o młodym pokoleniu naszych siatkarzy. Czy widzi pan jakieś inne „perełki” poza Bartkiem Kurkiem?
– Generalnie nasza reprezentacja nie jest starym zespołem, bo średnia wieku to 27 lat i raptem trzech zawodników niedawno skończyło trzydziestkę. Ta drużyna z punktu widzenia wieku obecną grupą zawodników mogłaby grać jeszcze w następnych mistrzostwach świata. Tak prawdę powiedziawszy to do 2010 roku nie trzeba nawet myśleć o tym, żeby tę grupę zmieniać. Zmiana pokoleniowa, która będzie mieć miejsce w przyszłości, nie powinna jednak sprawić kłopotu, bo jest grupa kilku zawodników, którzy w naturalny sposób mogą wejść w tę drużynę i zmienić tych, którzy kiedyś zrezygnują z gry w kadrze. To przejście będzie wtedy w miarę bezbolesne. Kurek, Jarosz, Bartman, Możdżonek, Perłowski, Kamiński, Neroj, Woicki to zawodnicy, którzy z czasem będą znajdować dla siebie coraz więcej miejsca w reprezentacji. Z drugiej strony grupa, która gra w tej chwili może jeszcze od siebie wiele dać tej drużynie, dlatego zmiana pewnie nie dokona się w ciągu najbliższego roku czy dwóch lat.
Czy jacyś siatkarze z polskimi korzeniami wyrażali chęć gry w barwach Polski?
– Jeżeli chodzi o tych, którzy mają polskie korzenie to nie, natomiast dzwonił do mnie kiedyś Belg, który poślubił Polkę i chciał grać w reprezentacji Polski. Ale jak widać nie ma go w drużynie.
Czy trudno było podjąć decyzję o wyborze gracza na pozycję libero między Piotrem Gackiem a Krzysztofem Ignaczakiem?
– To nie była jedyna trudna decyzja, z jaką przyszło mi się zmierzyć. Tak samo było z wyborem między Robertem Pryglem a Grzegorzem Szymańskim czy Marcinem Możdżonkiem w miejsce któregoś ze środkowych. Bartek Kurek też miał szansę… Każda z tych decyzji była bardzo trudna. Ale tak naprawdę po raz pierwszy od czasu kiedy przejąłem reprezentację miałem tak wyrównany skład i musiałem podjąć aż tyle trudnych decyzji. Zdawałem sobie sprawę z tego, że każdy z moich zawodników prezentuje wysoki i wyrównany poziom. Proszę mi wierzyć, to jest jeden z najgorszych momentów w pracy trenera.
Czy nie obawia się pan, że Krzysztof Ignaczak, który po raz kolejny nie został powołany do „dwunastki” się załamie, odpuści i w końcu zrezygnuje z występów w kadrze?
– Nie przypuszczam, bo znam swoich zawodników i w przeciwieństwie do reprezentacji żeńskiej panowie zawsze sobie cenili i uważali, że granie w tej drużynie, tworzenie grupy, z której wyłania się „dwunastka”, to zaszczyt. Na pewno Krzysiek nie podejmie takiej decyzji, ponieważ jemu też sprawia przyjemność bycie w tej reprezentacji.
Jak dotarł pan do psychiki zawodników, bo drużyna ta uwierzyła w siebie… Teraz potrafi wygrywać przegrane sety i wychodzić z głębokich opresji, co wcześniej nie zdarzało się często.
– Zawsze mówiłem, że problem tej drużyny jest natury mentalnej. Założyłem sobie jednak, że najpierw rozwiążemy wszystkie problemy techniczne, później zajmiemy się taktyką drużyny, a na samym końcu mentalnością zawodników. Na pewno nabiera się pewności siebie, czy raczej odrzuca niepewność, gdy rozwiąże się problemy techniczne i taktyczne. To pomaga zawodnikom poczuć się pewnie, bo popełniają mniej własnych błędów. Bardzo ważną częścią mojej pracy jest przekonanie siatkarzy o ich wartości. Służą temu także specjalne metody treningowe polegające na tym, że ćwiczy się określone sytuacje po to, by zawodnicy wiedzieli później jak się w nich zachować. Ale jest też inny aspekt tej sprawy. Jako trener muszę w każdej sytuacji pokazać, że zasługuję na zaufanie swoich podopiecznych. Oni mi wierzą, ale cały czas muszę ich utwierdzać w tym przekonaniu. To też jest bardzo ważne.
źródło: Sport, wp.pl