- My nie obawiamy się Amerykanów. Szanujemy ich, wyszli z rywalizacji grupowej na pierwszym miejscu, ale tutaj nie ma mowy o jakimkolwiek strachu - powiedział przed dzisiejszym meczem z USA środkowy polskiej drużyny, Daniel Pliński.
Pliński ze spokojem czeka na dzisiejszą potyczkę i dopisuje ku humor. – Wayne Rooney na siatkarskim parkiecie? Ze mną nie miałby szans
– śmieje się Daniel Pliński . – On nie ma chyba nawet 180 cm wzrostu i jest trochę ciężki. W siatkówce grałby najwyżej jako libero.
W ekipie USA, z którą nasza reprezentacja zmierzy się już dziś o godz. 20.00 w drugim meczu finału Ligi Światowej, jest inny Rooney – Sean , który nie ma nic wspólnego z Wayne’em. Mierzy 206 wzrostu, waży 100 kg, nigdy nie grał w piłkę nożną, miał być kiedyś koszykarzem. Za to teraz może napsuć nieco krwi naszym siatkarzom. Trener USA Hugh McCutcheon uważa go za niebywały talent.
– Ale na razie nie jest to czołowa postać tej reprezentacji
– zauważa Pliński .
Po środowym meczu nasi wczoraj rano odpoczywali. Dopiero późnym popołudniem mieli trening. – Trzeba było dojść do siebie po meczu z Francją
– tłumaczy Pliński . – Napsuli nam oni trochę krwi i pokazali, że w tym turnieju nie ma słabeuszy. Zresztą kto by pomyślał, że Brazylia przegra z Bułgarią. Chociaż dla mnie "canarinhos" pozostają faworytem.
Nie jest wykluczone, że z zespołem Bernardo Rezende Polacy spotkają się już w sobotnim półfinale LŚ.
– Nie ma to dla mnie żadnego znaczenia
– dodaje Pliński . – Jak chce się wygrać Ligę Światową, trzeba wyjść na parkiet i zlać każdego rywala. Nie ma innego wyjścia.
źródło: Super Express