W środę w Katowicach rozpocznie się finał Ligi Światowej 2007 siatkarzy. Głównym odpowiedzialnym za jego organizację jest opolanin Waldemar Kobienia, dyrektor LŚ w Polsce.
Kobienia, prezes Opolskiego Związku Piłki Siatkowej, ostatni tydzień spędził, odpoczywając w Grecji. – Gdybym był tam trochę dłużej, to chyba greckie władze zamknęłyby mnie w szpitalu dla umysłowo chorych. Proszę sobie wyobrazić, jak wygląda gość, który siedzi na plaży z komputerem, dziennikiem i z telefonem przy uchu
– opowiada prezes Opolskiego Związku Piłki Siatkowej.
Zamiast odpoczywać, dogrywał ostatnie szczegóły organizacji imprezy w Katowicach. Do domu w Opolu przyleciał w niedzielę z Monachium, na pół godziny. Zabrał nowe rzeczy i pojechał od razu do Spodka. – Zakres moich obowiązków jest trochę trudny do opisania. Muszę robić dosłownie wszystko. Począwszy od przywiezienia sprzętu, dogrania treningów, rozłożenia boiska i przypilnowania reszty szczegółów
– wylicza Kobienia.
Będzie spał w hali
Baterię w swoim telefonie musi wymieniać parę razy dziennie, bo aparat nie wytrzymuje napięcia. Kiedy prowadzi jedną rozmowę, to w kolejce czeka dziesięć kolejnych osób. – Czasami się ze mnie śmieją, bo zawsze otacza mnie grupa kilkunastu ludzi i większość z nich zadaje pytania. A ja tylko ciągle odpowiadam
– mówi dyrektor Ligi Światowej w Polsce.
Mecze w fazie grupowej nasza drużyna rozgrywała w kraju, zwykle co drugi weekend, najczęściej w sobotę i w niedzielę. – Dla mnie to trwa od poniedziałku przed meczem do poniedziałku po meczu. Kiedyś myślałem, że przygotowanie meczu trwa pół godziny. Trzeba tylko powiesić siatkę, załatwić sędziów, są zawodnicy i można grać. Teraz wiem, jaki to długi proces. Można powiedzieć, że wpakowałem się na minę
– żartuje prezes.
Teraz przed nim jeszcze trudniejsze zadanie. Do ogarnięcia ma nie dwa mecze, tylko cały turniej finałowy, w którym wystąpi sześć drużyn. – Dlatego śpię w hali. Jest tu taki hotelik z pokoikami. Mogę przynajmniej się przebrać
– relacjonuje Kobienia. Sypia po kilka godzin dziennie, pracuje od rana do wieczora. Niewiele je, o normalnym śniadaniu i kolacji może zapomnieć. – Cóż, inne rzeczy są ważniejsze. Wiem, że cierpi na tym organizm, ale trudno. Zmęczenie też jest ogromne, ale najważniejsze, że robię to, co lubię
– zapewnia.
Podpisał cyrograf
Swoją funkcję sprawuje od siedmiu lat. Organizował więc także katowicki finał w 2001 roku. – To był zupełnie inny turniej. Teraz wszystko poszło do przodu. Zarówno w sferze sportowej, jak i organizacyjnej. Dziś Spodek zamienia się w miasteczko sportowe. Będzie koncert Patrycji Markowskiej, zabawy dla dzieci i wiele innych atrakcji. Sam poziom rozgrywek też się zmienił
– zaznacza Kobienia. Choć będzie na prawie wszystkich meczach, to na oglądanie nie ma szans. – Będę najszczęśliwszy, jak impreza się skończy i zadowoleni ludzie wyjdą z hali. Proszę spróbować mnie zrozumieć. Wraz z szefem ochrony podpisaliśmy swego rodzaju cyrograf. Mamy przygotowane szczoteczki do zębów i bagaż podręczny. Bo jak jest wszystko dobrze, to wszyscy się cieszą i ojców sukcesu jest wielu. Tylko jak coś się stanie, to wtedy po kogo przyjdzie policja? Na kogo zrzucą odpowiedzialność?
– pyta retorycznie dyrektor.
Niewiele brakowało, a nie musiałby się tym martwić. W środowisku był bowiem uznawany za człowieka byłego prezesa PZPS Janusza Biesiady , który w 2004 z hukiem wyleciał z tej organizacji. A razem z nim odsunięta została większość ludzi z poprzedniego zarządu. Większość, tylko nie Kobienia. – Nigdy się znajomości z Januszem nie wypierałem. Odpowiadała mi jego wizja siatkówki. I przy okazji przypięto mi łatkę, że jestem jego człowiekiem. Ale jako jedynemu nie wyłączyli mi związkowego telefonu komórkowego
– opowiada Kobienia. – Potem wezwano mnie na rozmowę i powiedziałem ludziom z nowego zarządu, że dla mnie nie jest ważna polityka, tylko siatkówka
– zapewnia Kobienia. I tak został.
Gratulacje od Rezende
Mieszkańcy Opolszczyzny mają swój akcent w rozgrywkach Ligi Światowej, a Kobienia ściąga za sobą innych ludzi z regionu. – Można powiedzieć, że finał tych światowych rozgrywek robi Opolszczyzna. Oczywiście w sferze organizacyjnej. Staram się bowiem ściągnąć tu ludzi z województwa. W zasadzie tyle mogę zrobić
– komentuje Kobienia.
Przynajmniej tak prezes OZPS-u wykorzystuje swoje kontakty. Dodajmy, kontakty bardzo szerokie, można rzec – światowe. – Znam w zasadzie większość zawodników i trenerów. Oczywiście nie tylko tych z Polski, ale i z całego świata. W końcu wszyscy mają ze mną kontakt. Po finale mistrzostw świata trener Brazylijczyków Bernardo Rezende przeszedł do mnie i mówi: Waldek, ja już nie chcę z wami więcej grać. Nie mogę przez to spać przez trzy noce. Pogratulowaliśmy sobie zajętych miejsc na mundialu. To był bardzo miły akcent, choć nie jedyny
– twierdzi Kobienia, który jest uznawany na świecie za świetnego organizatora. – Na mistrzostwach w Japonii powiedziałem, że przyjechałem się tam czegoś nauczyć. Po czym podszedł do mnie wiceprezes FIVB i zażartował, że Azjaci powinni się ode mnie uczyć
– mówi z dumą opolanin.
To wszystko sprawia, że jeszcze się ze swojej działalności nie wycofał. – Jestem dumny z tego, co robię. Z tego, że mogę dołożyć do tej imprezy swoją małą cegiełkę. Uwielbiam patrzeć na wypełnione po brzegi biało-czerwone trybuny. Lubię, jak ludzie są zadowoleni. Oby było tak zawsze
– kończy Waldemar Kobienia.
źródło: gazeta.pl