"To że wygraliśmy dwa razy w Bułgarii nie znaczy, że i teraz musimy wygrać. Wszystko jest możliwe. Wynik jest sprawą otwartą, ale mocno wierzę w siłę naszego zespołu" - mówi Waldemar Wspaniały
Czy Bułgarzy w obecnej formie i obecnym składzie są w stanie choć raz wygrać z reprezentacją Polski w Katowicach?
– To że wygraliśmy dwa razy w Bułgarii nie znaczy, że i teraz musimy wygrać. Wszystko jest możliwe. Wynik jest sprawą otwartą, ale mocno wierzę w siłę naszego zespołu. Wygrali przecież dwa razy na trudnym bułgarskim terenie. Sam coś o nim wiem, bo grałem tam kilka lat temu z Mostostalem, byłem w tym kraju także z reprezentacją kobiet. To bardzo trudny teren i tym bardziej cenne są dwa zwycięstwa Polaków w Warnie.
Jaką formę, patrząc ze szkoleniowego punktu widzenia, powinna zaprezentować nasza drużyna na dwa tygodnie przed zakładanym szczytem formy? Czy może przyjść teraz jakiś spadek formy?
– Nasi chłopcy mogą mieć jakiś lekki kryzys, są przecież bardzo zmęczeni długimi podróżami a także meczami w Bułgarii, gdzie za wszelką cenę chcieli pokazać gospodarzom, kto jest lepszy i nie pozwolić im zrewanżować się za półfinał Mistrzostw Świata. Ale nawet jeśli, to później przez cały tydzień spokojnych przygotowań w Spale powinni dojść do optymalnej dyspozycji. Ma ona przyjść na półfinał i finał Ligi Światowej.
W naszym zespole na kilku pozycjach toczy się zacięta walka o miejsce w składzie. Na pozycji libero rywalizują ze sobą Piotr Gacek i Krzysztof Ignaczak. Jakby pan ocenił tę rywalizację.
– Jako wiceprezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej nie mogę oczywiście nic sugerować trenerowi Lozano. Według mnie walka między nimi będzie trwać do samego końca.
A kto z tej dwójki robi na Panu jak dotychczas lepsze wrażenia?
– Trochę pewniejszy jest chyba jednak Piotr Gacek.
Oprócz walki o miejsce na pozycji libero ciekawie przedstawia się także rywalizacja środkowych. A kto z zawodników grających w polskiej reprezentacji na tej pozycji prezentuje się Pana zdaniem najlepiej?
– Myślę, że Daniel Pliński prezentuje równą, stabilną formę. Trzej pozostali, czyli Łukasz Kadziewicz, Wojciech Grzyb i Marcin Możdżonek, są mniej więcej na tym samym poziomie. Miejsca są jednak tylko trzy, i jeden z nich będzie musiał niestety odpaść.
Wróćmy do Bułgarów. Oni twierdzą, że na razie o żadnym „polskim kompleksie” nie może być w ich przypadku mowy. Ale jak przegrają z nami pięć kolejnych spotkań, to chyba zostanie im to w głowach?
– Teoretycznie powinno, ale Bułgarzy bardzo poważnie podchodzą do tych spotkań, po wizycie w Katowicach jadą do Kędzierzyna szlifować formę przed turniejem finałowym. Myślę, że nawet jeśli pokonamy ich teraz dwa razy, to w turnieju finałowym mimo wszystko oni nie poddadzą się bez walki.
Jakich meczów spodziewa się Pan w ten weekend w katowickim "Spodku"?
– Zależy to od tego, w jakim składzie wystąpią Bułgarzy. Ma grać Bojan Jordanow, zawodnik nieobliczalny, który na Mistrzostwach Świata sprawiał nam wielkie problemy, ale już w Warnie raczej nam pomagał, niż przeszkadzał. Z tym że on dopiero ostatnio wrócił po operacji. Plamen Konstantinow też nie jest w najlepszej dyspozycji, niewiele ostatnio trenował. Nie wystąpi w meczach z nami Matej Kazijski, dzięki czemu będzie nam na pewno trochę łatwiej o zwycięstwa. Po Bułgarach widać, że ich głównym celem są nie najbliższe mecze w Katowicach, a finał Ligi Światowej.
Największym kłopotem naszych rywali jest chyba na razie rozegranie? Na kogo w meczach z Polską postawi Martin Stojew, na Andreja Żekowa, czy Iwana Zarewa?
– Ich podstawowy rozgrywający, Andrej Żekow, w Warnie nie grał rewelacyjnie. Dobrze znam tego chłopaka, już w 2000 roku był w składzie Lewskiego Sofia, kiedy mierzyłem się z tym zespołem. Potem miał trochę kłopotów ze zdrowiem. Jego zmiennik, Iwan Zarew, to bardzo ciekawy zawodnik, mający dobre warunki fizyczne. Ale podejrzewam, że z nami zagra raczej Żekow.
Autorem wywiadu jest Grzegorz Wojnarowski – Wirtualna Polska
źródło: ligaswiatowa.wp.pl