W finale LŚ mamy mieć wysoką formę, tak samo planują pewnie inni finaliści, zatem zapowiada się twarda i pasjonująca walka - mówi atakujący reprezentacji Polski Mariusz Wlazły.
– Bardzo się cieszę, że po ciężkich trzech tygodniach podróżowania i grania wróciliśmy do domu… Nigdzie nie jest tak dobrze jak w domu
– z radością w głosie oznajmił atakujący reprezentacji Polski, Mariusz Wlazły .
– Przed wami jednak jeszcze ciężkie dwa tygodnie.
Mariusz Wlazły: Jak najbardziej, ale jesteśmy w kraju i nareszcie tak jak mówi trener Raul Lozano będzie czas na spokojny i porządny trening. Po rewanżowych bojach z Bułgarami udajemy się do Spały i w tym czasie, który zostanie do wielkiego finału w Katowicach będzie można nadrobić wszelkie zaległości w treningach. W Katowicach mamy mieć wysoką formę, tak samo planują pewnie inni finaliści, zatem zapowiada się twarda i pasjonująca walka
.
– Mówił pan, że ma problemy z trafieniem z zagrywki.
Tak, ale proszę się nie martwić, niedługo zacznę trafiać. Zapewniam, że czuję się dobrze. Poobijałem się troszeczkę w tym drugim meczu w Warnie, ale poza siniakami i otarciami nic więcej nie ma. Przed drugim meczem z Bułgarami trener zdecydował się, że wszyscy pójdziemy do siłowni, nie było porannego treningu. Powiązanie siłowni z dobrą grą można wytłumaczyć na takim przykładzie, mamy baterie do aparatu telefonicznego i jest ona naładowana, w chwili gdy jest tej baterii pół i nie chcemy, aby padła w jakiejś zaplanowanej dłuższej podróży, wiadomo, trzeba ją doładować. Nie wolno czekać na moment, gdy bateria, a u nas organizm wysiądzie, zabraknie w nim siły. Ja czuję, że mój organizm potrzebuje siłowni, trenuję ciężko, bo wiem, że kiedyś coś się przyda, gdy czegoś nie zrobię to ten brak w przyszłości wyjdzie
.
* Więcej w dzienniku "Sport"
źródło: dzienniksport.com