- Castellani jest przeciwieństwem Lozano. Gdybym powiedział poprzedniemu trenerowi, że nie jestem w stanie nawet myśleć o treningach, skończyłaby się moja gra w kadrze. Chcę występować w reprezentacji, ale najpierw muszę się wyleczyć - mówi Michał Winiarski.
Michał Winiarski gra we włoskiej Serie A od trzech lat. W pierwszym sezonie jego Itas Diatec Trentino zajął ósme miejsce, rok później był najlepszy. W zakończonych tydzień temu rozgrywkach zespół Polaka przegrał walkę o złoto z Piacenzą w dramatycznych okolicznościach, wcześniej wygrał Ligę Mistrzów.
Jarosław Bińczyk: Jest pan rozczarowany tym, że Itas Diatec Trentino nie zdobył po raz drugi z rzędu mistrzostwa Włoch?
Michał Winiarski: – Nie. Jeśli wygrywa się Ligę Mistrzów, dochodzi do finału najsilniejszej ligi w Europie, a do złota brakuje tylko dwóch punktów, trudno mówić o wielkim rozczarowaniu. Przeciwnie – to dla mnie bardzo udany sezon. Po spotkaniu finałowym z Piacenzą pozostał niedosyt, ale nie z powodu samej porażki
.
A z jakiego powodu?
– Dwa dni przed ostatnim meczem trener zrobił nam tak ciężki trening, że wysiadł mi bark. W sobotę miałem kłopoty z podniesieniem ręki, w niedzielę było niewiele lepiej. To była przesada, bo w tym samym czasie nasi rywale ćwiczyli po 40 minut
.
To dlatego nie rozpoczął pan spotkania w podstawowej szóstce?
– Nie byłem w stanie normalnie grać
.
Przegraliście mistrzostwo Włoch, prowadząc w piątym secie decydującego meczu 13:11. I to we własnej hali.
– To nie wszystko, mieliśmy piłkę na 14:11. Zablokowaliśmy atak Piacenzy, odwróciliśmy się od siatki i cieszyliśmy się z punktu, ale ktoś ją podbił i przebił na naszą stronę gdzieś spod trybuny. Byliśmy całkowicie nieprzygotowani, nadzialiśmy się w kontrataku na blok. Zrobiło się 12:13 i na zagrywkę poszedł Hristo Zlatanov. Piacenza wyrównała, później zaserwował asa, a następną zagrywkę ktoś przyjął tak, że nasz rozgrywający wpadł w siatkę. Tak przegraliśmy złoto
.
Jaka była reakcja klubu na porażkę?
– Wszyscy dziękowali nam za walkę do końca. Inaczej nie mogło być, bo sezon był dla nas naprawdę udany. Po raz pierwszy od dziesięciu lat włoska drużyna była w dwóch finałach – Ligi Mistrzów i ligi krajowej. To naprawdę powód do satysfakcji
.
W Lidze Mistrzów Piacenzę wyeliminował AZS Częstochowa.
– Teraz to była zupełnie inna drużyna niż wtedy w Częstochowie. W Piacenzie brakowało wtedy kilku wielkich zawodników.
Ma pan propozycje z większości silnych włoskich klubów: Treviso, Modeny czy Cuneo. Ostatnio pojawił się też Panathinaikos Ateny.
– Mam kilka ofert
.
A z Polski? Skra Bełchatów czy Resovia przyjęłyby pana z otwartymi rękami.
– Nie potwierdzam i nie zaprzeczam
(śmiech).
Skorzysta pan z którejś?
– Mam jeszcze dwuletni kontrakt z Trento
.
Dużo mówi się o kryzysie. Czy dotknął on włoską siatkówkę?
– Słychać o nim cały czas, a zawodnicy dalej zarabiają tyle, co zarabiali, dalej mamy transfery. A czy jest kryzys? W lidze jest aż 14 zespołów, może pięć czy sześć ma jakieś problemy. W większości klubów jednak płacą regularnie
.
Czy to prawda, że wszystkie włoskie kluby z powodu kryzysu chcą obniżyć zawodnikom kontrakty nawet o 20 proc.?
– Też o tym słyszałem, ale na razie na tym się skończyło. Ze mną nikt na ten temat nie rozmawiał i z tego, co wiem, w naszym klubie nikt nie dostał takiej propozycji. Usłyszałem nawet, że mój kontrakt zostaje bez zmian
.
Wasza gwiazda Nikola Grbić podpisał umowę z Cuneo. To zapowiedź większych zmian w klubie czy coroczna zmiana rozgrywającego?
– W Trento zaproponowali mu przedłużenie umowy o dwa lata, zaś w Cuneo podpisał na trzy. On nie jest już najmłodszym zawodnikiem [ma 36 lat], dlatego wybrał korzystniejszą ofertę
.
Kto zastąpi Grbicia? Kandydatem jest Paweł Zagumny.
– Pierwsze słyszę, to chyba jakaś plotka. Poza tym w klubie chyba jeszcze nikogo nie szukali, bo do końca liczyli, że Nikola zostanie
.
Gdyby nie brak złotego medalu w mistrzostwach Włoch, byłby to dla pana znakomity rok.
– Gdyby ktoś przed rozpoczęciem sezonu zapytał mnie, co wybieram – klubowe mistrzostwo Europy czy wygraną w lidze – postawiłbym na to pierwsze. Scudetto zdobyłem już przed rokiem, a zwycięstwo w Lidze Mistrzów jest największym klubowym osiągnięciem. Poza tym mam bardzo dużą satysfakcję, bo nie byłem ostatnim zawodnikiem, lecz coś znaczyłem w zespole
.
W Polsce porównuje się naszą ligę do najsilniejszych w Europie. Czy możemy się już równać z najlepszymi?
– O sile włoskiej ligi świadczą nasze mecze w pierwszej rundzie play-off. Graliśmy z Vibo Valentia, które rundę zasadniczą zakończyło na siódmym miejscu. Pokonaliśmy ją 3:0, ale z wielkim trudem. Dwa spotkania zakończyły się dopiero po tie-breakach, i to na przewagi. Polska liga jest coraz silniejsza, ale coś takiego jest jeszcze niemożliwe, bo zespoły z siódmego czy ósmego miejsca nie są w stanie nawiązać walki z czołowymi
.
Kiedy dołączy pan do reprezentacji?
– Nie wiem, muszę o tym porozmawiać z trenerem
.
Włoscy lekarze zalecili panu trzymiesięczną przerwę w treningach z powodu kłopotów z kręgosłupem. A przecież we wrześniu są mistrzostwa Europy.
– Ostatnio cały czas mam problemy ze zdrowiem. Na szczęście z kręgosłupem wszystko było w porządku, choć w końcówce sezonu znów bolały mnie plecy. Wynikało to z przeciążenia. Miałem jednak kłopot z barkiem, trzy tygodnie wcześniej skręciłem kostkę. Ciągle coś mi dolega, dlatego przede wszystkim chcę odpocząć. Mam dwa miesiące wolnego i chcę ten czas jak najlepiej wykorzystać. Co będzie później, nie wiem
.
Nic nie będzie pan robił?
– Przez dwa, trzy tygodnie będę miał całkowity luz. Później zacznę się trochę ruszać
.
Trener kadry Daniel Castellani kontaktował się z panem?
– Rozmawialiśmy krótko kilka dni temu. Powiedziałem mu, że jestem tak rozbity fizycznie, że nie jestem w stanie nawet myśleć o grze czy treningach. Odpowiedział, że zadzwoni za dziesięć dni, kiedy już trochę odpocznę, i wtedy coś ustalimy
.
U Raula Lozano coś takiego by nie przeszło?
– Na pewno Castellani jest pod tym względem przeciwieństwem Lozano. Gdybym tak powiedział poprzedniemu selekcjonerowi, skończyłaby się moja gra w kadrze. Chcę występować w reprezentacji, ale najpierw muszę się wyleczyć
.
*Rozmawiał Jarosław Bińczyk (Gazeta Wyborcza)
źródło: gazeta.pl